Wydział wojskowy stołecznej prokuratury prowadzi postępowanie dotyczące śmierci dwóch saperów przy rozbrajaniu niewybuchu w lesie w pobliżu Kuźni Raciborskiej na Śląsku. Spośród czterech rannych żołnierzy dotychczas jeden został wypisany do domu.
Wysoki rangą oficer Wojska Polskiego w rozmowie z TVN24 twierdzi, że saperzy chcieli wysadzić niewybuchy w miejscu ich odnalezienia. Żołnierze według oficera nie mieli na sobie kombinezonów przeciwwybuchowych, bo te ograniczają ruchy, a rozminowywania nie można dokonywać w ciężkim kombinezonie.
Do doniesień TVN24 prokuratura na razie nie chce się odnosić.
Do wybuchu w lesie koło Kuźni Raciborskiej (kilkanaście kilometrów od Raciborza) doszło we wtorek 8 października. Zginęło dwóch żołnierzy, a czterech zostało rannych.
Jeden z rannych wrócił już do domu, trzech wciąż poddawanych jest hospitalizacji. Dwaj saperzy są w ciężkim stanie. Znajdują się w Centrum Urazowym w Sosnowcu na oddziale intensywnej terapii. Trzeci leży w Centrum Leczenia Oparzeń w Siemianowicach Śląskich.
Zabezpieczanie niewybuchów w lesie koło Kuźni Raciborskiej miało być rutynową akcją. Poszkodowani żołnierze to funkcjonariusze 29. patrolu rozminowania 6. batalionu powietrznodesantowego w Gliwicach.