Minister obrony narodowej Mariusz Błaszczak odwiedził szpital w Siemianowicach Śląskich, w którym przebywa dwóch rannych w wypadku żołnierzy. Jak przekazał, saperzy pracują na terenie, na którym doszło do wybuchu. Wciąż trwa też ustalanie przyczyn eksplozji i przebiegu zdarzenia.
Saperzy pracują, oznaczają te wszystkie niewybuchy, następnie wejdą prokuratorzy i będzie prowadzone śledztwo
- mówił szef MON. Zapowiedział, że opinia publiczna będzie informowana o toczących się pracach, zaznaczył również, że dwaj saperzy, którzy zginęli, byli doświadczonymi żołnierzami.
Jeszcze przed konferencją Błaszczaka szefowa Prokuratury Rejonowej Katowice-Południe przekazała PAP, że to właśnie ze względu na to, że na terenie znajduje się mnóstwo pocisków z czasów II wojny światowej, nie mogli tam wejść śledczy, oraz że z tego powodu na razie nikt nie dotarł do ciał dwóch saperów.
Docelowo śledztwo w tej sprawie - jak usłyszała Gazeta.pl w katowickiej prokuraturze - mają prowadzić śledczy z wydziału wojskowego Prokuratury Okręgowej w Warszawie.
8 października w lesie koło Kuźni Raciborskiej (kilkanaście kilometrów od Raciborza) zginęło dwóch żołnierzy z tej jednostki, usuwających niewybuch. Czterech jest rannych. Byli to saperzy z 29. patrolu rozminowania. Jeden ciężko ranny żołnierz jest leczony w szpitalu w Sosnowcu, drugi wczoraj wyszedł ze szpitala w Rybniku. Dwaj nadal są w Centrum Leczenia Oparzeń w Siemianowicach Śląskich.