W sobotę 5 października ulicami Wrocławia przeszedł 11. Marsz Równości. Na miejscu były wzmożone siły policji, które ochraniały marsz i interweniowały w sprawie kontrmanifestantów próbujących zakłócić jego przebieg. Jedna z sytuacji była szczególnie niebezpieczna - doszło do niej o godzinie 14:30, jeszcze przed oficjalnym rozpoczęciem zgromadzenia.
W okolicach Placu Wolności policjanci zauważyli mężczyznę, który - trzymając w rękach noże - biegł w kierunku miejsca zgromadzenia uczestników marszu, krzycząc m. in. "Allahu Akbar" - relacjonuje dolnośląska policja.
41-latek został błyskawicznie obezwładniony przez policjantów i przewieziony na jeden z wrocławskich komisariatów. Zabezpieczono przy nim dwa noże. To obywatel Polski, który był już wcześniej notowany za przestępstwa i wykroczenia. "Wyszkolenie funkcjonariuszy doprowadziły do szybkiego i skutecznego zatrzymania napastnika oraz zapobieżenia tragicznego w skutkach zdarzenia" - podkreślają policjanci.
Jak przekazał podinsp. Krzysztof Zaporowski, z wyjątkiem zatrzymania 41-latka podczas samego przemarszu nie odnotowano żadnych poważnych incydentów. Wobec trzech osób, które zakłócały przebieg marszu, zostaną skierowane wnioski do sądu o ukaranie w związku z wykroczeniem.
Jeszcze przed rozpoczęciem marszu - w sobotę przed południem - w gablotach przystankowych MPK we Wrocławiu zawisły homofobiczne plakaty z nienawistnymi hasłami ("Na ratunek światu przed tęczową zarazą!", "Niszcz lewactwo i tęczową degenerację"). Miasto szybko zareagowało i usunęło plakaty. Urzędnicy wydali też w sprawie oświadczenie.
Nie będziemy tolerować żadnych oznak mowy nienawiści na naszych przystankach, mostach, przejściach podziemnych, toaletach publicznych, pomnikach, fontannach, a wszelkie plakaty, graffiti i malowidła o takiej treści dostrzeżone na pozostałych obiektach od razu zgłaszamy do odpowiednich służb. Firma przystankowa usuwa w tej chwili wszystkie wlepki, plakaty i rysunki hejtujące i nawołujące do nienawiści i dyskryminacji
- napisali.
Zaledwie tydzień wcześniej do jeszcze groźniejszego zdarzenia doszło podczas Marszu Równości w Lublinie. Dwójka kontrmanifestantów przyniosła na demonstrację pojemniki z gazem, do których przymocowane były petardy. Jak informowała Prokuratura Rejonowa Lublin-Południe, biegły ocenił, że przyniesione przez małżeństwo ładunki wybuchowe mogły być śmiertelnie niebezpieczne - gdyby wybuchły w tłumie uczestnicy marszu mogli zginąć.
Para została zatrzymana około godz. 14.00, gdy Marsz Równości dopiero się rozpoczynał. Konstruktorom bomb domowej roboty grozi od pół roku do ośmiu lat więzienia.