- Mam złą passę w tym roku, ponieważ wiosną w Warszawie trzy rowery - mojego męża i dwa moich synów - zniknęły spod naszego warszawskiego domu, więc ta niedziela przelała czarę goryczy - wyznała minister w rozmowie z TVN24.pl, odnosząc się do przykrego wydarzenia, jakie miało miejsce w ostatni weekend. Minister udała się rowerem na niedzielna mszę do kościoła pw. św. Wojciecha, ale kiedy wyszła z nabożeństwa, okazało się, że jednoślad zniknął.
- Mąż żartował, że pewnym wieku niektórzy kupują czerwone ferrari, on mi kupuje sportową kolarzówkę, więc podwójny sentyment - dodała minister. Tłumaczyła, że wybrała rower zamiast auta, ponieważ w niedzielę akurat pozwoliła na to sprzyjająca pogoda, a "po Starym Mieście w Poznaniu łatwiej jest się poruszać rowerem niż samochodem".
- Zgłosiliśmy to od razu, licząc może na to, że (...) może ten ktoś nie odjechał zbyt daleko, może zechce go po prostu odstawić na miejsce - powiedziała mediom szefowa resortu, odnosząc się do ostatniej kradzieży. Nie kryła rozżalenia: - To szczególnie przykre bo miałam jasno ustalony kalendarz dalszych spotkań, więc ten kalendarz mocno się rozsypał. A poza tym chyba nikt nie lubi, kiedy coś mu się zabiera.