Sprawę pana Adama (imię zmienione) opisuje Onet. Z reportażu wynika, że mężczyzna skorzystał z ulgi meldunkowej, która obowiązywała w Polsce w latach 2007-2008. Rozwiązanie to w założeniu zwalniało z podatku tych, którzy kupili mieszkanie i sprzedali je w ciągu kolejnych pięciu lat. By skorzystać z ulgi, trzeba było złożyć oświadczenie o meldunku i chęci skorzystania z tego rozwiązania. Problem polega na tym, że informacja o tych wymogach była właściwie niedostępna dla zwykłego obywatela.
- Absurd polegał na tym, że żaden normalny człowiek nie wiedział, że takie oświadczenie należy złożyć. Nie miał prawa o tym wiedzieć, bo państwo przed ludźmi skrzętnie ten warunek do skorzystania z ulgi ukryło. Informacja o nim znajdowała się tylko w przepisach, do których dostęp miała bardzo wąska grupa specjalistów - powiedział Onetowi Marek Isański, szef Fundacji Praw Podatnika. - Urzędnicy skarbowi i notariusze milczeli jak grób. Minister finansów nie przygotował nawet wzoru takiego oświadczenia, co było jego elementarnym obowiązkiem. Zresztą, zameldowanie to nie jest żadna wiedza tajemna. Urzędy od 50 lat mają dostęp do bazy PESEL. Same więc mogły i powinny taką informację sprawdzić w ciągu pięciu minut - dodał.
Pan Adam przez wiele lat walczył, by odzyskać pieniądze oddane skarbówce. Razem z odsetkami było to 50 tys. zł. W 2017 r. Wojewódzki Sąd Administracyjny uznał, że musi zapłacić. 21 września 2018 roku mężczyzna popełnił samobójstwo. Teraz w Naczelnym Sądzie Administracyjnym zapadł wyrok, zgodnie z którym racja była po jego stronie. NSA nakazał zwrot pieniędzy rodzinie tragicznie zmarłego mężczyzny.