Nie żyje Andrzej Worwa, który od lat 70. pozował w Zakopanem w stroju białego niedźwiedzia. W czasach, gdy zaczynał pracę, był na Krupówkach prawdziwą gwiazdą i szybko stał się jednym z symboli Zakopanego. Na początku nie miał zbyt wielkiej konkurencji, bo inne "maskotki", z którymi można się sfotografować, pojawiły się w stolicy Tatr znacznie później.
Andrzej Worwa pozował w stroju misia w okolicach poczty oraz na górnych Krupówkach, gdzie dziś znajduje się oczko wodne.O jego śmierci poinformował "Tygodnik Podhalański". Mężczyzna miał 83 lata, z pracy na Krupówkach zrezygnował pod koniec lat 90. Wzmianka o tym, czym się zajmował, pojawiła się w nekrologu przygotowanym przez rodzinę. Jego pożegnanie odbędzie się 18 września o godzinie 14 na cmentarzu w Leśnicy.
- Tata sam zrobił strój misia ze skór owczych, konstrukcję oparł na kasku motocyklowym. Dodał nosek i zęby z drewna, oczy doczepił z pluszowych misiów. Po pracy zawsze starannie oglądał ten strój, sprawdzał, czy jest czysty, czy nie jest przetarty - powiedziała w rozmowie z "Faktem" Ewa Worwa, córka mężczyzny. Jak dodała, jej ojciec uwielbiał turystów i zawsze nawiązywał z nimi życzliwą rozmowę. - Nigdy nie mówił o nich "cepry", zawsze nazywał ich gośćmi - podkreśliła.
Przez lata z Andrzejem Worwą sfotografowały się tysiące turystów - głównie dzieci. Po informacji o jego śmierci bywalcy Zakopanego zaczęli dzielić się archiwalnymi zdjęciami zrobionymi na Krupówkach, na których widać przebranego za białego niedźwiedzia mężczyznę. Fotografie przesłano m.in. do redakcji "Tygodnika Podhalańskiego" - wiele z nich jest czarno białych i pochodzi z lat 70. i 80.