Przemęczeni uczniowie, przeładowany program. Ojciec 10 i 13-latki: Twarze blade, wory pod oczami

Zbyt wiele faktów do zapamiętania, zbyt czasochłonne prace domowe, przemęczenie uczniów i idące za tym problemy zdrowotne - to obraz polskiej edukacji, który wyłania się po rozmowach z rodzicami i nauczycielami. Zapytaliśmy ojca dwóch nastolatek, dyrektorkę szkoły podstawowej, psycholog dziecięcą i korepetytorów, jak ze swojej perspektywy postrzegają nauczanie w szkołach podstawowych.
Zobacz wideo

Ogłaszamy Piątkę Gazeta.pl. Dziennikarze portalu będą codziennie opisywać inne zagadnienia – ważne dla Polaków, ale jednocześnie takie, o których politycy niekoniecznie chcą mówić przed październikowymi wyborami do Sejmu i Senatu. W poniedziałek służba zdrowia, we wtorek edukacja, w środę pieniądze, w czwartek Kościół i w piątek oczywiście ekologia – to tematy, którymi na co dzień żyją Polacy. Pokażemy ludzką stronę każdego tematu, damy głos ekspertom, przedstawimy liczbowy aspekt rozwiązywania problemów, a także sprawdzimy, co najważniejsze ugrupowania mają do zaproponowania wyborcom.

Przeczytaj wszystkie teksty z Piątki Gazeta.pl >>

Eryk, 42 lata, ojciec 10 i 13-latki z podwarszawskiego zespołu szkół

Złapałem się za głowę, gdy zobaczyłem plany lekcji moich córek, zwłaszcza starszej, której doszły od nowego roku szkolnego fizyka, biologia, chemia i niemiecki. Dziewczyny lecą jeszcze na oparach z wakacji, ale wkrótce zmęczenie wygra. Nie chodzi o to, że lekcje się zaczynają czasem po siódmej, ale o to, że kończą często po 17.

Już pojawiają się pierwsze katary, twarze blade, wory pod oczami. Problemem nie jest tylko liczba lekcji, ale również to, że córki de facto nie mają kiedy odpoczywać. Brakuje czasu na zajęcia pozalekcyjne. Popołudniami, wieczorami i w weekendy po prostu zakuwają

Słówka z angielskiego? Rozumiem. Tabliczkę mnożenia? Pewnie. Daty kolejnych bitew sprzed 2000 lat? Nie. Naprawdę w dzisiejszych czasach dzieci powinny uczyć się na pamięć wszystkich rodzajów skał i rzek przecinających zwrotnik raka? Fajnie jest wiedzieć, co się ma pod nogami, jak to powstało i dlaczego. Dobrze też umieć znaleźć informację o różnych zjawiskach. Ale na pamięć? Po co?

Jeśli będzie trzeba, pomogę córkom w odrabianiu lekcji, również z rozwiązywaniem zadań, czy pisaniem wypracowań. Uważam, że dzieci w polskiej szkole są przemęczone. Jeszcze mają siłę, jeszcze mają ochotę, jeszcze spragnione są kontaktu z rówieśnikami i rozemocjonowane nowymi przedmiotami. To jednak minie szybko.

Zdjęcie ilustracyjneZdjęcie ilustracyjne Fot. Wojciech Kardas / Agencja Wyborcza.pl

Danuta Kozakiewicz, dyrektor Szkoły Podstawowej nr 103 w Warszawie

W szkolnych latach uczono mnie, ile węgla wydobywano w konkretnej kopalni. Dziś nic już z tego nie pamiętam. Dlatego dzieci powinno się uczyć przede wszystkim metod zdobywania wiedzy. Przykładowo, uczeń powinien umieć wymienić organy w ciele człowieka, ale wiedzieć jednocześnie, gdzie znajdzie szczegółowe informacje. To wystarczy. Mózg nie zapamięta przecież takiej ilości danych. Brnąc w faktografię, brnie się w zakłamanie intelektualne. Wydaje nam się, że wiemy coraz więcej, ale wrażenie jest złudne, bo to wiedza fragmentaryczna.

Od dzieci wymaga się wiedzy wręcz encyklopedycznej. Stosują więc metodę "zakuć, zdać, zapomnieć". Co więcej, między przedmiotami nie występuje zgodność tematyczna, więc uczą się świata "w kawałkach". Często dzieje się tak, że np. na języku polskim mówi się o literaturze średniowiecznej, a na historii omawiany jest jednocześnie zupełnie inny okres. Podobne rozbieżności dotyczą chociażby fizyki i matematyki. Każdy przedmiot żyje swoim życiem, a dziecko ma problem z połączeniem sobie tego w głowie w jedną całość.

Na przeładowanie programu narzekają przede wszystkim nauczyciele przyrody, biologii, fizyki, chemii i historii. Lekcji jest mało, a wiedzy do przekazania sporo. W przypadku przedmiotów humanistycznych, brakuje czasu na rozmowę z uczniami o interpretacji wydarzeń, wyciąganiu wniosków, poznawaniu pewnych procesów społecznych. Niestety, nauczyciele nie mogą nic zmienić, nawet gdyby chcieli. Wszystko przez egzaminy, konkursy i olimpiady, w trakcie których wymagana jest właśnie taka szczegółowa wiedza.

Zdjęcie ilustracyjneZdjęcie ilustracyjne Fot. Agnieszka Kosiec / Agencja Wyborcza.pl

Do prac domowych nie jestem nastawiona negatywnie. Ciągle słyszę, że idealna byłaby szkoła bez prac domowych, bez dzwonka i bez wielu innych rzeczy, a jak tak dalej pójdzie, to wyjdzie nam z tego szkoła bez sensu.

Praca domowa powinna być zadawana, ale z głową. Jeśli cała klasa dostaje to samo zadanie, polegające np. na wypełnieniu ćwiczeń od strony takiej do takiej, to jest to ewidentny błąd. Praca domowa powinna być dostosowana do charakteru i umiejętności danego ucznia, pobudzać go do kreatywności, twórczości. Jeśli uczeń interesuje się filmem, może przygotować krótki materiał filmowy na dany temat, jeśli dziennikarstwem - może przeprowadzić wywiad z ciekawą osobą.

Nie może być tak, że liczba prac domowych jest tak duża, że dziecko nie nadąża lub, co gorsza, odrabia je za niego rodzic. Tak się niestety wciąż dzieje. Od dłuższego czasu proszę nauczycieli, by nie zlecali zadań domowych w sposób automatyczny, na zasadzie "dla wszystkich to samo". Nie będę ukrywać, że nie wszyscy nauczyciele podchodzą do tego pomysłu z entuzjazmem i niektórzy mają z tym poważny problem. Z roku na rok jest jednak coraz lepiej.

Monika Chrapińska-Krupa, psycholog, Gabinet Psychologii i Psychoterapii "Spokój w głowie"

Gdyby nie szkoła, nie miałabym pracy. Dzieci trafiają do mnie już krótko po rozpoczęciu roku szkolnego. Dużo prac domowych, dużo materiału. Im więcej dziecko ma obowiązków, im więcej stresu generuje szkoła, tym gorszą uczeń ma koncentrację. Moi pacjenci mówią m.in., że uczą się w domu, ale nerwy powodują, że później w szkole mają w głowie pustkę. Pojawiają się też problemy z rozumieniem dłuższych i bardziej skomplikowanych poleceń.

Rodzice sami przyznają, że ich córka lub syn po powrocie ze szkoły zajmuje się tylko nauką, a potem idzie spać. Jeśli dziecko musi odrabiać lekcje przez 4-5 godzin dziennie, to coś ewidentnie jest nie w porządku. Czas na odpoczynek, spotkania z kolegami i koleżankami jest konieczny.

Zdjęcie ilustracyjneZdjęcie ilustracyjne Fot. Grzegorz Skowronek / Agencja Wyborcza.pl

Są dzieci, które mają bardzo rozwinięty perfekcjonizm i wysokie ambicje. Muszą też spełniać ambicje rodziców. Jako społeczeństwo uwielbiamy porównywać nasze dzieci, mówimy "moja córka jest lepsza, bo ma czerwony pasek". Rodzice czasem nie wypowiadają tego wprost, ale dzieci wiedzą, jakie są oczekiwania wobec nich. Rodzice próbują mnie przekonać, że wcale im nie zależy na ocenach dziecka, mówiąc "niech uczy się tyle, ile może, niech po prostu zda". W rzeczywistości jednak pytają w domu: "czemu trójka, a nie czwórka?". Posyłają dzieci na korepetycje i dodatkowe zajęcia w soboty i niedziele, choć powinny mieć minimum jeden dzień wolny od nauki w tygodniu.

Dzieci w obliczu stresu i sporej liczby obowiązków dekompensują się depresyjnie, co oznacza, że organizm po prostu nie wytrzymuje napięcia. Uczniowie stają się apatyczni, nie mają energii, odmawiają chodzenia do szkoły, odczuwają strach przed uzyskaniem złej oceny.

Uczę dzieci, że każdy ma swoje słabsze i mocne strony. Mogę nie radzić sobie z matematyką, ale np. świetnie rysuję. Ważna jest samoakceptacja i zrozumienie tego, że uczniowie wcale nie muszą być tak dobrzy, jak inni tego oczekują.

Adrianna Sudoł, matematyk, trener korepetytorów, Edun Korepetycje

Częstym problemem wśród trafiających do nas uczniów jest to, że sami nie radzą sobie z rozwiązywaniem prac domowych, a rodzicie nie mają czasu, by do tego z nimi przysiąść.

Poza tym, dzieci uczą się w szkołach podstawy programowej, ale na lekcjach brakuje czasu na przygotowanie ich do egzaminu ósmoklasisty, nie są oswojone z rozwiązywaniem arkuszy. Uczniów nie przyzwyczaja się do takiej formy sprawdzania wiedzy. Przykładowo, potrafią napisać szkolny sprawdzian z wyrażeń algebraicznych, gdy jednak wyrażenia algebraiczne pojawiają się jako część zadania na egzaminie, nie bardzo wiedzą, co mają z tym zrobić. Nie potrafią łączyć kilku działów jednocześnie i myśleć bardziej całościowo.

Zdjęcie ilustracyjneZdjęcie ilustracyjne Fot. Marcin Olejniczak / Agencja Wyborcza.pl

Obecni VII i VIII-klasiści mają mocno "ściśniętą" podstawę programową. Nauczyciele szybciutko idą z materiałem, zadają sporo do domu, bo muszą zrealizować program. Dziecko w tym wieku nie jest w stanie przyswoić wiedzy w takim tempie. Największy problem wciąż sprawia matematyka: zadania na dowodzenie i geometria. Uczniowie po VII klasie nie mają nawet opanowanych podstaw. Dzieciom każe się też czytać lektury, takie jak np. "Pan Tadeusz" czy "Dziady", które są bardzo trudne do przyswojenia.

Miłosz Zazulak, dyrektor operacyjny Edun Korepetycje

Dziś dla nauczycieli zadawanie pracy domowej to przede wszystkim nadrabianie materiału, a nie utrwalanie wiedzy czy jej rozwijanie. Rolą korepetytora jest nie tylko przekazywanie informacji, ale też zainteresowanie dziecka przedmiotem, a zdarza się, że w szkołach wciąż nie kładzie się na to wystarczającego nacisku. Staramy się przede wszystkim motywować dzieci, by same zdobywały wiedzę. Można zachęcać uczniów np. do czytania lektur poprzez zwracanie uwagi na to, co jest w tych książkach ciekawe.

Szkoła uczy wiedzy w pudełkach, a nie uczy tego, że te pudełka się wzajemnie stykają.

Przeczytaj pozostałe teksty z Piątki Gazeta.pl >>

Więcej o: