Reporterzy TVN24 Jacek Smaruj i Monika Gawrońska-Mróz dotarli do kobiet, które biorą pieniądze za urodzenie dziecka "na zamówienie". Stawka oscyluje wokół stu tysięcy złotych.
Pół biedy, jeśli ojcem biologicznym może zostać "zamawiający". Wówczas po prostu dostarcza surogatce swoją spermę. Po urodzeniu zamówionego dziecka kobieta wskazuje biologicznego ojca, a następnie po kilku tygodniach zrzeka się praw do noworodka przed sądem cywilnym. Wtedy prawdziwa partnerka lub żona mężczyzny może zostać matką adopcyjną.
- Gdybym wiedziała wcześniej, że coś takiego można w Polsce robić, to bym nie remontowała domu po babci, tylko zdecydowałabym się dwa razy i bym kupiła gotowe mieszkanie. Będę miała kredyty spłacone i będę miała święty spokój - powiedziała reporterom jedna z kobiet, która zdecydowała się na "zamówioną" ciążę.
Najczęściej para pragnąca dziecka płaci w gotówce całość lub większą część umówionej sumy, a resztę "spłaca" w mniejszych ratach lub wypłaca ciężarnej miesięczną "pensję", zaspokaja również wszystkie jej potrzeby w zakresie opieki medycznej.
Jeśli oboje partnerzy nie mogą mieć dzieci, sprawa jest bardziej skomplikowana. Ciężarna musi zbudować wrażenie, że to klient jest biologicznym ojcem, zgłasza to w urzędzie stanu cywilnego. Sąd zazwyczaj nie sprawdza prawdziwości jej słów. Czasami ciężarna musi zniknąć sprzed oczu świata: na przykład nagle postanawia "wyjechać do pracy za granicę". Wtedy zazwyczaj większość pieniędzy dostaje już po porodzie.
Jak podają reporterzy TVN24, tysiące par decydują się podjąć ryzyko: czy to w Polsce, czy za granicą. Adopcja jest bowiem w naszym kraju znacząco utrudniona i ciągnie się latami, zaś adopcja noworodka graniczy z cudem. In vitro zaś jest kosztowną procedurą, która nie zawsze okazuje się skuteczna.
Michał Wójcik w rozmowie z reporterami TVN24 przyznaje, że proceder ten może odbywać się nawet "na skalę przemysłową", bo wystarczy oświadczenie woli, by urzędnik stanu cywilnego uznał go kogoś za biologicznego ojca i umożliwił opiekę nad wskazanym dzieckiem. Zarówno politycy, jak i organizacje, takie jak fundacja "Polki mogą wszystko" zamierzają postawić kres tym praktykom. Uważają je za szkodliwe i "poniżej człowieczeństwa". Ministerstwo Sprawiedliwości zapowiada kary do 5 lat pozbawienia wolności za nielegalne lub przeprowadzone z obejściem prawa adopcje dzieci.