W sobotę rano zakończyła się ewakuacja turystów, którzy utknęli na Kasprowym Wierchu po awarii kolejki. W piątek w szczyt uderzył piorun, co spowodowało awarię. Nad Tatrami przeszła gwałtowna burza z wieloma wyładowaniami elektrycznymi. Troje turystów, w tym siedmioletnie dziecko, zostało rażonych piorunem, gdy schodziło z hali Gąsienicowej do Kuźnic. Cała trójka trafiła z niewielkimi obrażeniami do szpitala. Ich życiu nie zagraża niebezpieczeństwo.
W efekcie trzeba było zwozić turystów w awaryjnym trybie zasilania, pracując na silnikach spalinowych. Przez to kolejka pokonywała trasę trzykrotnie, a nawet czterokrotnie dłużej niż normalnie. Kolejka poruszała się jednak tylko na górnym odcinku: ze szczytu do Myślenickich Turni.
Jan Lasyk z Polskich Kolei Linowych jeszcze w nocy tak przedstawiał sytuację:
Na górnej stacji przebywa 250 osób, na dolnej stacji, w Myślenickich Turniach, udało nam się ściągnąć wagon do stacji i pozostało jeszcze 60 osób. Te osoby będą zwiezione przez TOPR i straż pożarną.
Jeden z turystów opowiadał w rozmowie z TVN24, że miał zjechać z Kasprowego Wierchu o 14.30, ale po tym, jak zepsuła się pogoda, kolejka zatrzymała się i czekał około czterech godzin. - Około 19 zjechała pierwsza kolejka, zajmowało to 40 minut - relacjonował.
Sprowadzanie turystów z gór trwało całą noc. Jak donosi Radio ZET, byli zwożeni samochodami z Myślenickich Turni przez TOPR i straż pożarną do Kuźnic, a akcja zakończyła się po godzinie 7 w sobotę.
"Super Express" opisuje, że ostatecznie ewakuowano większą liczbę turystów, ponad 430 osób. Część z nich spędziła noc na Kasprowym Wierchu.