Wyciek ścieków to "katastrofa ekologiczna"? Ekspert: zagrożenie czysto biologiczne dla samej Wisły

W związku z wyciekiem ścieków z oczyszczalni "Czajka", do którego doszło w Warszawie, pojawiają się pytania o skalę zagrożenia oraz potencjalne wystąpienie katastrofy ekologicznej. - Takiego określenia możemy użyć w małej, lokalnej skali. Trzeba pamiętać jednak, że rzeki o naturalnym nieuregulowanym korycie mają zdolność samooczyszczania się - podkreśla dr Michał Wasilewicz z SGGW.

W środę po południu Rafał Trzaskowski zwołał sztab kryzysowy w Warszawie, podczas którego poinformował media, że doszło do awarii kolektora dostarczającego ścieki do oczyszczalni "Czajka", w wyniku czego konieczny był kontrolowany zrzut ścieków do Wisły. Do rzeki trafiały 3 metry sześcienne nieoczyszczonych ścieków na sekundę.

Zobacz wideo

Ekspert: To zagrożenie dla samej Wisły, nie dla człowieka

- Na razie jest to zagrożenie czysto biologiczne dla samej Wisły. I bez wycieku ścieków sytuacja biologiczna w rzece jest trudna: wody jest mało, jej temperatura jest wysoka, bo jest gorąco, w związku z czym ekosystem rzeczny ma bardzo utrudnione warunki funkcjonowania. Ścieki to element, który, mówiąc potocznie, pochłania z rzeki tlen, więc teraz po awarii będzie jeszcze gorzej - twierdzi dr Michał Wasilewicz z Wydziału Budownictwa i Inżynierii Środowiska Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego.

W związku z awarią pojawiły się pytania o jakość wody w Warszawie. Władze miasta uspokajają, że nie ma się czego obawiać, a woda w warszawskich kranach nadaje się do picia. Nadal jednak pozostaje kwestia miast na trasie Wisły, które pobierają z niej wodę do celów spożywczych. W takiej sytuacji jest m.in. Płock. 

Według eksperta jednak, nie ma zagrożenia dla skażenia wody wykorzystywanej w celach spożywczych, przynajmniej na razie. - Ścieki w Wiśle są zagrożeniem dla człowieka w sytuacji, gdyby ktoś kąpał się w tej wodzie lub pił ją bezpośrednio. Wystarczy więc przestrzegać ostrzeżeń GIS - podkreśla. Zaznacza, że do 2012 roku Warszawa zrzucała nieoczyszczone ścieki do Wisły w podobnych ilościach. - Wtedy w miastach takich jak Płock obowiązywały inne procedury uzdatniania wody niż teraz. W tej sytuacji władze pewnie do nich wrócą - sugeruje dr Michał Wasilewicz.

"Duże rzeki mają zdolność samooczyszczania się"

Czy w takim razie można mówić o katastrofie ekologicznej? Ekspert twierdzi, że tak - w małej, lokalnej skali. - Poniżej kolektora pewnie będzie to rodzaj katastrofy, bo rzeką naturalnie nie płynie taka ilość ścieków - uzasadnia. Podkreśla jednak, że rzeki o naturalnym, nieuregulowanym korycie, mają zdolność samooczyszczania się.

- Wisła na odcinku dotkniętym wyciekiem ma koryto uregulowane w niewielkim stopniu, zbliżone do naturalnego. Oznacza to, że na pewnej długości parametry fizykochemiczne ulegają samoczynnej poprawie, działają procesy mikrobiologicznego rozkładu, które wpływają na to, że ta jakość wody się polepsza. Warunki teraz są trudne ze względu chociażby na suszę, niemniej procesy nadal zachodzą - argumentuje. - To nie jest tak, że koncentracja tych zanieczyszczeń na warszawskim odcinku Wisły, którą wykazują badania poniżej wylotu ścieków, będzie się stale utrzymywała aż do Gdańska. Tak nie będzie. Poziom zanieczyszczenia nie spadnie też w dalszych miejscach do zera, ale będzie się zmniejszał - tłumaczy.

Na Wiśle uruchomiono monitoring operacyjny

Dr Michał Wasilewicz uspokaja również - woda w rzece już jest kontrolowana pod względem stopnia i rodzaju zanieczyszczenia. - Główny Inspektor Ochrony Środowiska zapowiedział, że został uruchomiony monitoring operacyjny. Na Wiśle rozlokowane są punkty pomiarowe i naukowcy badają wodę, dzięki czemu będzie można określić, jak te zanieczyszczenia się rozpraszają w rzece, na jakim są poziomie, a także czy występuje zagrożenie bakteriologiczne - mówi. 

Więcej o: