Przed wojną Wieluń był niewielkim miastem liczącym około 15 tysięcy mieszkańców. Położony blisko ówczesnej granicy Polski i III Rzeszy, jego centrum stanowił rynek i otaczające go kilka ulic nieregularnej jedno-dwupiętrowej murowanej zabudowy. Typowe polskie miasteczko tego okresu.
Tak wydarzenia 1 września wspominał w 1961 roku Stanisław Cierkosz. Jego relacja została spisana przez pracownicę Instytutu Zachodniego, Barbarę Bojarską. Jej praca położyła podwaliny pod późniejsze nagłośnienie wydarzeń w Wieluniu.
W mieście nie było w tym czasie żołnierzy polskich. Ludzie nie spodziewali się tu żadnych działań wojennych, Panowało wśród nas podniecenie i niepokój wywoływany wieściami o przygotowaniach do wojny, jednakże spokojni byliśmy o tyle, że nie zanosiło się tu na żadne walki, ponieważ nie było w tym mieście wojska.
1 września przed godziną 5 rano zostałem nagle zbudzony przeraźliwym hukiem spadających bomb. Przerażony, na poły ubrany, wybiegłem na ulicę i zauważyłem około 30 samolotów ze swastyką nisko krążących nad miastem, które niemal równocześnie zrzucały bomby na centrum. Zdawało mi się, że w każdej chwili te samoloty zawadzą o kominy, tak nisko krążyły.
Naloty powtórzyły się tego dnia jeszcze dwa razy, mimo, że po pierwszym nalocie prawie cało miasto stanęło w płomieniach. Wśród mieszkańców powstał niebywały popłoch. Ludzie uciekali z domów w bieliźnie po pierwszym nalocie.
Zniszczenia centrum Wielunia Fot. domena publiczna
Dla Niemców Wieluń był punktem na trasie natarcia 10. Armii Wehrmachtu. Jej oddziały miały zająć miasteczko już pierwszego dnia ofensywy, prąc na wschód w kierunku Łodzi. Sam Wieluń nie był jednak obsadzony przez polskie wojsko. Oddziały kawalerii stacjonowały w terenie, kilkanaście kilometrów dalej.
Pomimo tego, do nalotu na Wieluń Niemcy wyznaczyli kilkadziesiąt bombowców nurkujących Ju-87B. Do dzisiaj nie ma pewności, dlaczego właściwie to zrobili. W wojennych relacjach Niemcy twierdzili, że atakowali oddziały polskiego wojska rozmieszczone w mieście. Piloci żywo relacjonowali, jak zrzucali bomby w środek mas polskich żołnierzy tłoczących się na rynku i ulicach. Jest jednak bardzo prawdopodobne, że owi "żołnierze" byli po prostu spanikowanymi cywilami.
Już po pierwszym nalocie praktycznie całe centrum miasteczka płonęło. Ostatecznie zniszczeniu uległo około 60-70 procent zabudowy. W tym wszystkie zabudowania przy rynku, poza kolegium pijarów. Odgruzowywanie trwało ponad rok.
Nie wiadomo, ile osób zginęło. Imiennie zidentyfikowano 161 ofiar. Mogło ich być jednak kilka razy więcej, ponieważ Niemcy zwłoki wydobywane z ruin grzebali w masowych grobach. Polscy historycy podają różne szacunki. Od kilkuset, do ponad dwóch tysięcy zabitych.
Zdjęcie lotnicze, najpewniej niemieckie, zniszczonego Wielunia Fot. domena publiczna
Wielkim źródłem sporów jest godzina, w której doszło do pierwszego nalotu. W Polsce dominuje pogląd, że była to 4.40, co czyni Wieluń pierwszym miejscem prawdziwych działań bojowych Niemiec przeciw II Rzeczpospolitej. Tym samym miejscem, gdzie rozpoczęła się II wojna światowa. Równie często uznawane za symboliczne rozpoczęcie wojny, czyli pierwsze strzały z pancernika Schleswig-Holstein w kierunku Westerplatte, rozległy się o 4:45.
Część historyków, w tym wielu niemieckich, jest jednak przekonanych, że godzina nalotu na Wieluń dominująca w polskiej historii jest błędna. Faktycznie nalot miał się rozpocząć o 5.30 czasu polskiego. Taką godzinę zapisano w dzienniku bojowym dywizjonu wykonującego pierwszy nalot. Zwolennicy tej teorii uważają, iż w dzienniku używano czasu spójnego z czasem polskim, a nie obowiązującego wówczas na terenie III Rzeszy czasu o godzinę wcześniejszego, jak chcieliby zwolennicy teorii pierwszej.
Spór pozostaje bez definitywnego rozwiązania.
Sporne pozostaje też uznanie nalotu na Wieluń jako zbrodni wojennej i aktu terroru. Niemcy w przeszłości twierdzili, że miasteczko znajdując się na osi natarcia i co do którego były raporty zwiadu o obecności polskiego wojska, było celem militarnym. Polacy stoją na stanowisku, że w miasteczku 1 września wojska nie było, więc to co zrobili niemieccy lotnicy było niesprowokowaną rzezią bezbronnych cywili - zbrodnią wojenną.