- W jeden z dni prowadzenia akcji ratowniczej zidentyfikowaliśmy dwie obce osoby, które weszły do jaskini. Dopiero z minus trzystu metrów udało ich się zawrócić. To była sytuacja bardzo groźna, nie wiedzieliśmy, jakie mają plany, było to zagrożenie zarówno dla naszych ratowników, jak i dla nich - poinformował Jan Krzysztof, naczelnik TOPR. Zdradził też, że jedna z osób to strażak, który wcześniej uczestniczył w akcji TOPR w Jaskini Wielkiej Śnieżnej, a drugi jest taternikiem jaskiniowym.
Jan Krzysztof odniósł się też do grupy speleologów, którzy nie zgadzali się, by przerywać akcję ratowniczą. Sekcja Grotołazów Wrocław zwróciła się nawet w tej sprawie do Mateusza Morawieckiego. Grotołazom nie spodobało się też to, że "pomimo nieodnalezienia jednego z naszych kolegów, TOPR wycofuje się z działań w jaskini i nie dopuszcza innych organizacji ratowniczych przebywających na miejscu". - Grupa taterników jaskiniowych domagająca się dopuszczenia do akcji ratowniczej to nieformalna grupa, która nie posiada odpowiednich uprawnień związanych z przepisami obowiązującymi w Polsce do ratowania w jaskiniach. Nie chodzi o to, aby rzucić do jaskini dużą grupę ludzi, która mogłaby wzajemnie tworzyć dla siebie zagrożenie. Musimy też dbać o to, aby ludzie przypadkowi w jaskini się nie pojawili - powiedział Jan Krzysztof.
Naczelnik TOPR prosił też o zaufanie do ratowników, którzy pracują z dużym poświęceniem i podkreślał, że są to najlepsi specjaliści. - Znamy fizjologię człowieka, wiemy, jak się zachowuje w takich temperaturach, jakie warunki są w jaskiniach i - nie biorąc pod uwagę innych możliwości, jak na przykład duży przybór wody, który też mógł mieć wpływ na śmierć tych grotołazów - musimy postępować racjonalnie - oświadczył. Dodał, że akcja może długo potrwać, bo wymaga dużo pracy i jest ryzykowna, a najważniejsze jest teraz bezpieczeństwo ratowników.
Dwaj grotołazi z Wrocławia weszli do Jaskini Wielkiej Śnieżnej wraz z czterema towarzyszami w czwartek w ubiegłym tygodniu. W nocy z piątku na sobotę zostali odcięci przez wodę, która zalała część korytarza w tak zwanych Przemkowych Partiach - to ekstremalnie wąskie i trudne do pokonania fragmenty.
Akcja ratowniczo - poszukiwawcza rozpoczęła się tydzień temu - w sobotę wieczorem. Do ciała pierwszego z grotołazów ratownicy dotarli w czwartek. Przewidywano wówczas, że obok znajduje się ciało drugiego.
W jaskini wahadłowo działały grupy ratowników nie tylko TOPR ale też straży pożarnej, słowackiej Horskiej Zachrannej Służby czy górników ze Stacji Ratownictwa Górniczego w Bytomiu. W sumie w akcję zaangażowanych było około dwustu osób.
Dotychczas w historii odkrywania Wielkiej Jaskini Śnieżnej doszło do 5 śmiertelnych wypadków. To największa i najdłuższą jaskinią w Polsce. Ma blisko 24 kilometry długości i ponad 800 metrów głębokości. Przemkowe Partie zostały odkryte w listopadzie 1994 przez członków Sekcji Grotołazów z Wrocławia. To właśnie ludzie związani z wrocławskim środowiskiem grotołazów uczestniczyli w pechowej ekspedycji.