Od soboty trwa akcja TOPR w Jaskini Wielkiej Śnieżnej w Tatrach. Na głębokości około 400-500 metrów, w tzw. Przemkowych Partiach, w nocy z piątku na sobotę utknęło dwóch speleologów - to część grupy, która wybrała się w to miejsce, by je zbadać. W akcji poszukiwawczej udział bierze 27 osób - to ratownicy TOPR oraz pięciu strażaków.
Naczelnik TOPR Jan Krzysztof powiedział, że od ostatniego kontaktu z poszukiwanymi upłynęło około 38 godzin, a pierwszy zespół, który zbliżył się do poszukiwanych wrócił w niedzielę popołudniu. Naczelnik powiedział, że obecnie ratownicy koncentrują się na wyprowadzeniu jednego z sześciu grotołazów, który pomagał w dotarciu do celu.
Krzysztof poinformował, że jeszcze w niedzielę wyruszy kolejna grupa ratowników. Będą to polscy ratownicy, słowaccy oraz specjalistyczny sprzęt zawierający kamerę. Podkreślił, że współpraca ratowników polskich i słowackich jest ułatwiona, ponieważ posługują się tymi samymi technikami i metodami.
Co dokładnie speleolodzy robili w jaskini? - To była grupa sześcioosobowa, która prowadziła eksploracje, usiłowali poznać, odkryć nowe ciągi korytarzy. Wiąże się to w tej chwili w Tatrach z wchodzeniem do coraz ciaśniejszych korytarzy, mówimy o obszarach 30 cm na 40 cm, 30 cm na 60 cm, gdzie bardziej wprawni i odpowiedni fizycznie się przeciskają - mówił w TVN24 naczelnik Straży Ratunkowej Jan Krzysztof.
- Przeszli ciasny, ok. 20 metrowy korytarz, bardzo wąski i kiedy usiłowali powrócić, natrafili na zalany fragment. Jakiś prześwit był, stąd przez 4 godziny ci, którzy byli po drugiej stronie, mieli z nimi kontakt głosowy - dodał. Pozostali członkowie grupy wezwali pomoc.
TOPR nie może łatwo dotrzeć do uwięzionych badaczy. Zapowiedział, że w akcji zostaną wykorzystane materiały pirotechniczne. Ma to ułatwić dostęp ratownikom do miejsca, w którym speleolodzy przebywają. Niestety toprowcom nadal nie udało się nawiązać kontaktu z uwięzionymi.
Akcję ratowniczą komentował w TVN24 także podróżnik, instruktor nurkowania i grotołaz Dominik Graczyk. Zwrócił uwagę na trudności, z jakimi muszą zmierzyć się ratownicy. - W ciasnych partiach, które eksplorowali [speleolodzy - red.], problemem jest to, że może w nich działać jedna osoba za drugą. Tylko jedna osoba ma możliwość ruchu - wyjaśnił.
Jak dodał, sytuacje, w których w jaskiniach dochodzi do nagłego przybrania wody i odcięcia grotołazów, zdarzają się w Polsce dość rzadko.
- W polskich jaskiniach jest zimno, 3-4 stopnie, panuje duża wilgotność. To, co można zrobić, to uciekać od wody. Woda wyciąga ciepło 25 razy szybciej niż powietrze i to wychłodzenie jest znacznie szybsze. Grotołazi często poza foliami NRC mają również pianki pod kombinezonami, dzięki temu to wychłodzenie może być mniejsze. Pytanie, czy ci grotołazi byli na to przygotowani, czy nie - mówił Dominik Graczyk.
Jaskinia Wielka Śnieżna to najgłębszy i najdłuższy system jaskiniowy w Polskich Tatrach. Jak skomplikowany - widać na mapie powyżej. Długość korytarzy położonej w Małołączniaku jaskini sięga 23 kilometrów, a różnica poziomów to ponad 800 metrów.
Tego typu zdarzenia pokazują, jak ważne jest, by wiedzieć, w jaki sposób odpowiednio wezwać pomoc w górach: