Za sprawą śmierci Dawida Kosteckiego powrócił temat afery podkarpackiej i powiązań z nią zarówno pięściarza, jak i innych osób. Od razu warto podkreślić, że obecna tzw. afera podkarpacka jest też nazywaną "seksaferą" (o tym później), co pomaga w rozróżnieniu dwóch spraw z Podkarpacia.
Bierze się to stąd, że jako "afera podkarpacka" w opinii publicznej funkcjonowała sprawa, w której bohaterem był m.in. Jan Bury, były szef klubu PSL. Zarzuca mu się przyjmowanie łapówek w zamian za wpływanie na decyzje różnych instytucji.
"Obecna" afera podkarpacka ma dwóch głównych bohaterów, o których stało się głośno ponownie w tym roku. Chodzi o braci R. Aleksieja i Jewgenija z Ukrainy. Obydwaj mieszkali od lat 90. w Polsce i prowadzili biznes hotelarski. Jednak po latach wyszło na jaw, a opisywała to "Rzeczpospolita", że od 2004 do 2017 roku mężczyźni handlowali kobietami i zmuszali je do prostytucji.
W seksbiznesie R. istniał podział ról i korzyści osiąganych z nierządu. Bracia rządzili wspólnie – Aleksiej organizował i sprawował kontrolę nad firmami, którym podlegały agencje towarzyskie. (...). Jewgenij m.in. ustalał stawkę godzinową i decydował o rabatach dla klientów. Przyjmował 'usprawiedliwienia' w razie nieobecności kobiet
- pisały dziennikarki "Rz", które poznały akta sprawy braci. Obydwaj zostali aresztowani w 2016 roku, ale otrzymali bardzo łagodne kary: skazano ich na rok i półtora roku więzienia. Są już na wolności.
Wyszło też na jaw, że bracia R. korzystali z parasola ochronnego głównie policjantów z rzeszowskiej CBŚ, którzy korzystali z usług "biznesu" braci R. za darmo. Jeden z nich, Daniel Ś. wciąż nie usłyszał zarzutów w tej sprawie.
Tu pojawia się wątek Dawida Kosteckiego i biznesmena Marka K. K. wiele razy zeznawał w prokuraturze w sprawie "układu podkarpackiego", czyli relacji R. i policji, zresztą to on pisał do ABW i służb o aferze, alarmując o patologii.
Gdy Kostecki siedział w więzieniu, Marek K. podszył się pod pięściarza i na Facebooku opisał powiązania przestępców i policji. "Rzeczpospolita" przypomina, że w ten sposób chciał wymusić na prokuraturze działanie w tej sprawie.
Po tym wpisie Dawid Kostecki został przesłuchany przez śledczych i udzielił im informacji na temat sutenerów z Ukrainy. Ponieważ ci byli jego konkurencją - Kostecki był skazywany m.in. właśnie za sutenerstwo - miał znacząco przyczynić się do rozwikłania sprawy.
Na tym jednak nie koniec, ponieważ podkarpacka "seksafera" ma jeszcze inny wymiar, a wszystko za sprawą byłego agenta CBA Wojciecha J. W marcu tego roku Radio ZET ujawniło, że J. wysyłał pisma do premiera i szefa CBA, jakoby w Centralnym Biurze Antykorupcyjnym zatuszowano skandal obyczajowy z udziałem polityka PiS.
Z jego relacji wynikało, że w agencjach towarzyskich braci R. miały być kamery, a wizyty przeróżnych gości miały być rejestrowane. W ten sposób Ukraińcy mieli w razie czego zabezpieczać się, jeśli ktoś zacząłby interesować się ich przestępczym biznesem.
Jeżeli ktoś prowadzi dom publiczny, to nagrywa, nie można być zdziwionym, to jest najłatwiejsze do utrzymania klientów w szachu
- opowiadał Wojciech J. w Sejmie, podczas spotkania z posłami PO. Utrzymywał również, że kopie nagrań zrobionych w przybytkach braci R. trafiły na Ukrainę. "Rz" donosiła, że takich nagrań mogą być tysiące. Jak dotąd ten wątek seksafery na Podkarpaciu nie został rozwikłany, utknął w martwym punkcie. Prokuratura Krajowa jedynie zaprzeczyła istnieniu jakichkolwiek taśm i stwierdziła, że to "nieprawdziwe informacje".
Po śmierci Dawida Kosteckiego w więzieniu dziennikarze prześledzili losy innych osób, które w jakimś stopniu przyczyniły się do aresztowania i skazania braci R.
Poza Kosteckim, który miał popełnić samobójstwo, nie żyje jeszcze dwóch świadków w tej sprawie. W tragicznych okolicznościach w styczniu tego roku zginął Grzegorz W., który opisywał powiązania policjantów z braćmi R. Nie żyje również Maciej G., który również miał mieć sporą wiedzę na temat "układu podkarpackiego".
16 sierpnia "Rzeczpospolita" ustaliła z kolei, że kierowane są groźby w stosunku do wspomnianego wcześniej Marka K., jednego z kluczowych świadków. ABW obecnie pada, kto mógł grozić K. - pisze "Rz".