Pan Fryderyk włożył wiele wysiłku w wykonanie samochodu dla swoich dzieci. Zabawka stylizowana na lata 50. jest wykonana tak, że nie powstydziłaby się jej żadna firma produkująca prawdziwe samochody. Pan Fryderyk zadbał o najdrobniejsze szczegóły: karoseria lśni szarą farbą, wnętrze auta jest wykonane z jasnego drewna, a siedzisko z eleganckiego, beżowego materiału.
Mężczyzna pracował nad prezentem dla swoich dzieci nocami łącznie przez trzy miesiące. Córka pana Fryderyka otrzymała samochodzik jako prezent na gwiazdkę. Później miniaturowa lancia była przechowywana u jego rodziców w garażu.
Kilka dni temu w zabawce swoją pierwszą sesję miał niedawno narodzony syn pana Fryderyka. To właśnie na potrzeby sesji mężczyzna przewiózł autko od rodziców do swojego garażu.
Kradzież samochodu mężczyzna zauważył w sobotę, gdy planował odwieźć je do rodziców. Sprawę zgłosił na policję, a także rozpoczął poszukiwania na własną rękę, udostępniając zdjęcie autka w mediach społecznościowych. Sprawą zainteresowały się także media, w tym TVN24, który opisał tę sprawę.
Dzień po wykryciu kradzieży pan Fryderyk dotarł do nagrań z monitoringu, które wykazało, że za kradzieżą stoi kobieta, która najpierw pewien czas chodziła po garażu, grzebała ludziom w kartonach i przyglądała się zabezpieczeniom przy rowerach, co dokumentowała telefonem, a następnie wzięła pod pachę zabawkę wykonaną przez pana Fryderyka i wyszła.
Mężczyzna dał złodziejce czas na oddanie zabawki do poniedziałku do godziny 16. Ponieważ kobieta nie zwróciła samochodziku, pan Fryderyk udostępnił zdjęcie, na którym widać jej wizerunek: w chwili kradzieży miała rude, spięte włosy. Była ubrana w czarną koszulkę z napisem "Meet me", szare spodnie z dziurą na lewym kolanie, a także miała zawiązaną czarną apaszkę pod szyją.
Pan Fryderyk w wiadomości przesłanej do redakcji Gazeta.pl napisał, że jest na tropie złodziejki. Na razie nie chciał jednak ujawniać szczegółów.