Po operacji śledziony pani Angelika regularnie odczuwała dyskomfort, zaś wyniki jej badań kontrolnych wychodziły źle. Lekarze podejrzewali, że niedogodności powoduje torbiel na nerce pacjentki. By potwierdzić diagnozę zdecydowali, że kobieta zostanie poddana badaniu tomografem. Tuż przed badaniem w urządzeniu nieustannie włączał się alarm. Gdy ustalono, że wywołuje go coś w ciele kobiety, technicy zaczęli dopytywać, czy miała jakieś operacje. Pani Angelika opowiedziała o operacji śledziony i zasugerowała, że być może to przez tytanowy klips, który założono jej podczas tamtego zabiegu. Lekarze podejrzewali jednak, że alarm musi powodować jakiś większy przedmiot.
Pacjentka trafiła więc na rentgen. Lekarze początkowo nie zdradzili, co zobaczyli na zdjęciu, powiedzieli tylko, że znaleźli w jej ciele "spory metal". Pani Angelika zażądała płyty i opisu badania RTG. W rozmowie z TVN24 powiedziała, że ją zmroziło, gdy zobaczyła, że ma w ciele zacisk chirurgiczny. Mierzył kilkanaście centymetrów i był umiejscowiony od miednicy do trzeciego żebra.
Byłam przerażona. Nosiłam to w ciele przez dwa lata. W tym czasie była w ciąży. Mój syn urodził się z rozszczepieniem górnej wargi i niewykształconym uchem. Akurat od tej strony, gdzie miałam zaszyte to narzędzie. Nie wiem, na ile te fakty są związane. Pewne jest to, że dwójka moich dzieci wcześniej urodziła się zdrowa
- powiedziała w rozmowie z TVN24.
Teraz sprawę zbada prokuratura. Dyrektor szpitala w Piotrkowie Trybunalskim przeprosił panią Angelikę i zapowiedział wewnętrzne śledztwo.
Operacja usunięcia przedmiotu z ciała pani Angeliki ma odbyć się we wtorek.