Kolejne problemy z jachtem I Love Poland. Nie może wystartować w elitarnych regatach przez niedopatrzenie

Jacht I Love Poland w kwietniu uległ awarii, w trakcie której złamał się jego maszt. I choć został już naprawiony, jednostka dalej stoi zacumowana w marinie i nie ma szans, żeby popłynęła w Fastnet Race. A to dlatego, że ktoś zapomniał o potrzebnych do ubezpieczenia papierach - donosi korespondent RMF FM.
Zobacz wideo

Jacht Polskiej Fundacji Narodowej miał na wodach świata promować Polskę, ale już od kwietnia stoi zacumowany w małej marinie na Rhode Island. W tamtejszej stoczni naprawiono go po tym, jak złamał się maszt i uszkodził burtę. Uszkodzenia zostały już usunięte, ale jednostka ciągle nie może wypłynąć w dalszą część rejsu, a to z powodu zaniedbania polskiej strony - donosi korespondent RMF FM Paweł Żuchowski.

Jacht I Love Poland nie popłynie w prestiżowych regatach przez głupie przeoczenie

Jacht I Love Poland został kupiony przez Polską Fundację Narodową za 900 tys. euro. Celem miała być promocja Polski w prestiżowych regatach oraz szkolenia żeglarzy do udziału w równie prestiżowych konkursach. Rejs żaglowca dookoła świata nie jest też tani - kosztuje około 3 mln złotych rocznie, ale jacht stoi odłogiem w porcie.

Paweł Żuchowski z RMF FM informuje:

Zamiast nas promować cumuje od tygodni w marinie. Nie weźmie udziału w prestiżowych regatach bo... ktoś chyba zapomniał o dokumentach, których wymaga ubezpieczyciel po naprawie jednostki.

Korespondent dowiedział się, że nie wykonano potrzebnych badań masztu, co ma być niedopatrzeniem strony polskiej. Ubezpieczyciel musi wiedzieć, czy na nowym maszcie nie ma wad lub mikropęknięć, które mogłyby doprowadzić do kolejnych uszkodzeń. I dlatego jacht I Love Poland nie może wziąć udziału w Fastnet Race - najbardziej znanych i prestiżowych regatach świata, które są organizowane od 1925 roku. A właśnie starty w takich wydarzeniach miały być sposobem na promowanie Polski i powodem, dla którego żaglowiec w ogóle kupiono.

Nowy maszt był już nawet zamontowany, a do USA przyleciała załoga, która po kwietniowej awarii wróciła do domu. Kiedy jacht miał ponownie wypłynąć na szerokie wody, jednostka nie dostała potrzebnej do tego polisy. Dlatego też maszt ponownie zdemontowano, a załoga znowu pojechała do Polski. Teraz kapitan czeka na firmę, która znowu postawi maszt na pokładzie.

Polska Fundacja Narodowa nie ujawniła, ile wyniosły koszty naprawy jachtu i ile kosztuje jego cumowanie, ale Paweł Żuchowski donosi, że te sumy prawdopodobnie idą w setki tysięcy złotych. Sam kapitan jachtu Jarosław Kaczorowski przyznał jeszcze wiosną, że ciężko oszacować koszt remontu oraz to jak długo trzeba będzie czekać na części.

- Jak tylko się tutaj ogarniemy to będziemy promować Polskę - zapewnił. - To chyba dobra promocja Polski, jak sobie poradziliśmy na morzu z taką awarią, nie wzywaliśmy żadnych służb ratunkowych i nikomu nic się nie stało - zauważył kapitan.

19 lipca na stronie jachtu informowano: "Przed nami testy i oceny eksperckie stanu technicznego jachtu. Ich rezultat zdecyduje, kiedy wypłyniemy. Najważniejsze jest bezpieczeństwo załogi".

Wygląda na to, że jeszcze trochę potrwa zanim jacht I Love Poland wyruszy w kolejny rejs.

Więcej o: