Był to jedyny taki zamach w Polsce. W kraju nie odbił się szerokim echem, bo władze PRL tuszowały niewygodną dla nich sprawę, a i w kraju latem 1981 roku działo się tyle, że ludzie mieli inne rzeczy na głowie.
Zagraniczne media opublikowały krótkie notki dzień po ataku, po czym historia się urwała. Służby państw bloku wschodniego dobrze o to zadbały.
Artykuł w kanadyjskiej gazecie poświęcony zamachowi na Daouda. Oparty o depesze agencyjne z Polski i Europy Fot. Google News Archive
Do dzisiaj nie wiadomo kto właściwie stał za tym, co się wydarzyło w hotelu Victoria 1 sierpnia 1981 roku.
Pewnym jest, że celem zamachu był Abu Daoud, właściwie Mohammad Daoud Oudeh, słynny terrorysta palestyński. On sam twierdził, że był autorem pomysłu zorganizowania zamachu na izraelską drużynę olimpijską w Monachium w 1972 roku. Nie brał w nim udziału bezpośrednio, ale miał pomagać go organizować i brać udział w zakończonych fiaskiem negocjacjach, których finałem była śmierć wszystkich Izraelczyków.
Po krwawym zamachu izraelskie władze zdecydowały o odwetowej akcji "Gniew Boży". W jej ramach specjalna grupa agentów wywiadu zabijała palestyńskich terrorystów odpowiedzialnych za wydarzenia w Monachium. Jeszcze w latach 70. zlikwidowano większość z nich. Jednym z nielicznych, którzy się ostali, był Abu Daoud.
Później utrzymywał, że atak w Warszawie był właśnie próbą zlikwidowania go przez Mossad, czyli izraelski wywiad. W rozmowie z dziennikarzami Superwizjera w 2008 roku twierdził, że wiedział kim był zamachowiec. Miał to być inny palestyński bojówkarz zwerbowany przez Izraelczyków.
Jest jednak sporo wątpliwości, czy za zamachem w Warszawie rzeczywiście stał Mossad. W ramach akcji "Gniew Boży" Palestyńczyków zabijali głównie sami Izraelczycy i kiedy już atakowali, to skutecznie. Zamachowiec z hotelu Victoria "spartaczył" jednak sprawę, ponieważ strzelając z minimalnej odległości, nie zdołał zabić Abu Douda. Pomimo tego, że trafił go pięć (według informacji podawanych oficjalnie tuż po zamachu) lub siedem razy (tak twierdził potem sam Doud).
Natomiast w tym okresie Palestyńczycy często zabijali siebie nawzajem w ramach wewnętrznych porachunków. Prym wiodła w tym skrajnie radykalna organizacja Abu Nidala, którego sam Daoud w rozmowie z Superwizjerem określał jako "ekstremistę". Nidal i jego ludzie prawdopodobnie stali za szeregiem zamachów na przedstawicieli bardziej umiarkowanych organizacji palestyńskich. Cała ich seria miała miejsce w Europie Zachodniej w 1981 roku.
Jest więc możliwe, że Doud został ranny w ramach wewnętrznych palestyńskich porachunków. To byłoby jednak znacznie mniej chwalebne, niż przeżyć izraelski zamach w ramach legendarnej akcji odwetowej "Gniew Boży".
Skąd w ogóle Doud wziął się w Warszawie? To było właśnie niewygodną prawdą, przez którą władze PRL szybko wyciszyły sprawę zamachu. Otóż komunistyczna Polska, tak samo jak wiele państw bloku wschodniego, była bezpieczną przystanią dla palestyńskich terrorystów. Tutaj przyjeżdżali odpoczywać, planować kolejne ataki, ubijać interesy i kupować broń. Byli również szkoleni przez polskie wojsko. Wszystko pod nadzorem cywilnych i wojskowych służb bezpieczeństwa.
Taka była wówczas polityka ZSRR i jego satelitów. Izrael był wrogiem z obozu amerykańskiego, więc automatycznie państwa arabskie i Arabowie musieli być przyjaciółmi. Dla państw w rodzaju Syrii były potężne dostawy broni, dla bezpaństwowych Palestyńczyków była pomoc w ich działalności.
Palestyńscy terroryści mieli wysoko cenić między innymi polskie wersje automatów Kałasznikowa. W Warszawie przez lata bardzo częstym gościem był Mozner Al-Kassar, jeden z najsłynniejszych handlarzy bronią. Karabinki z FB Łucznik za pośrednictwem państwowej firmy handlu bronią Cenzin miały posłużyć między innymi do ataku na statek pasażerski Achille Lauro w 1985 roku albo trafić do rebeliantów w Nikaragui.
Palestyńczycy mieli zwłaszcza cenić polski pistolet maszynowy Rak. Mały, łatwy do ukrycia i oferujący sporą siłę ognia. Fot. MON
Jak opisuje w książce "Zabójcze układy. Służby PRL i międzynarodowy terroryzm" Przemysław Gasztold, Palestyńczycy mieli wydawać w PRL miliony dolarów. Dla władz PRL taki dopływ twardej amerykańskiej waluty był bezcenny. Dodatkowo w zamian Palestyńczycy i inni Arabowie ułatwiali polskim służbom rozwinięcie skrzydeł na Bliskim Wschodzie. Na to, że polska broń służyła później do aktów terroru, przymykano oko.
Zamach na Abu Daouda był jedynym takim "przykrym incydentem" podczas wieloletniej owocnej współpracy PRL z terrorystami.