Dziennikarz Kamil Durczok w piątek spowodował kolizję na autostradzie A1 pod Piotrkowem Trybunalskim. W wydychanym powietrzu miał 2,6 promila alkoholu. Dziennikarz najechał na pachołki drogowe rozdzielające jezdnię od miejsca, w którym prowadzone są prace drogowe. W samochodzie wystrzeliły poduszki powietrzne, a jeden z pachołków uderzył w nadjeżdżający z naprzeciwka pojazd. Nikomu nic się nie stało.
Jak podaje portal tvp.info, w aucie oprócz Kamila Durczoka mogła również znajdować się kobieta. - Nie wiadomo, gdzie i kiedy wsiadła ani gdzie i kiedy wysiadła z samochodu. Niewiadomą jest także, czy w momencie kolizji znajdowała się w pojeździe - mówi w rozmowie z portalem prok. Witold Błaszczyk z Prokuratury Okręgowej w Piotrkowie Trybunalskim.
Według wcześniejszych ustaleń portalu, w aucie dziennikarza był również pies - owczarek niemiecki. Po kolizji trafił do schroniska, skąd został odebrany przez znajomego Durczoka.
Piotrkowski sąd na początku tygodnia nie przychylił się do wniosku prokuratury o tymczasowy areszt dla Kamila Durczoka.
Dziennikarz usłyszał w prokuraturze dwa zarzuty: kierowania pojazdem w stanie nietrzeźwości i sprowadzenia bezpośredniego niebezpieczeństwa katastrofy w ruchu lądowym, którego dopuściła się osoba będąca w stanie nietrzeźwości.
Kamil Durczok po zakończeniu posiedzenia sądu w rozmowie z dziennikarzami, przeprosił za to co się stało. - Mam pełną świadomość tego, że to co się wydarzyło jest absolutnie karygodne - mówił.
Sąd zastosował inne środki zapobiegawcze: poręczenie majątkowe w wysokości 15 tysięcy złotych, dozór policyjny w postaci nakazu stawiennictwa dwa razy w tygodniu na komisariacie i zakaz opuszczania kraju. Śledztwo w tej sprawie będzie prowadzone w dalszym ciągu.