Tadeusz Kopczyński nie żyje, był kierowcą prezesa PiS. "Trwale zapisał się w historii naszego środowiska"

Tadeusz Kopczyński był ochroniarzem i kierowcą Jarosława Kaczyńskiego. Jak dowiadujemy się z nekrologu zamieszczonego w "Gazecie Polskiej", mężczyzna zmarł przed tygodniem w wieku 70. lat.

"22 lipca 2019 roku odszedł w 70. roku życia śp. Tadeusz Kopczyński. Kierowca, działacz Solidarności i Porozumienia Centrum, judoka, weteran pielgrzymek sierpniowych na Jasną Górę, odznaczony przez śp. prezydenta Lecha Kaczyńskiego złotym krzyżem zasługi" - głosi nekrolog, który pojawił się w poniedziałkowym wydaniu "Gazety Polskiej Codziennie".

Jarosław Kaczyński, który opublikował nekrolog "w imieniu byłych członków Porozumienia Centrum", ocenił, że Kopczyński "zapisał się trwale" w historii tego środowiska.

Kopczyński do Kaczyńskiego: "No to wy***rdalam"

W marcu tego roku Kopczyński udzielił wywiadu portalowi NaTemat. Opowiedział o swojej przyjaźni z Kaczyńskim i tym, jak zakończyła się ich znajomość w 1999 roku. 

Dziennikarz NaTemat przytoczył fragment książki Michała Krzymowskiego "Jarosław". Zgodnie z przedstawionym w niej opisem Kopczyński miał usłyszeć od Kaczyńskiego, że Wojciech Jasiński, ówczesny prezes spółki Srebrna, postawił mu ultimatum - albo on, albo Kopczyński. Prezes PiS wybrał Jasińskiego, a Kopczyński miał na to odpowiedzieć, że w takim razie "wy***rdala". Kierowca miał o to żal do szefa:

Wyszło na moje, bo szybko pogonił Jasińskiego z Orlenu. Jarek znał się z nim jeszcze z czasów studiów, potem Leszek Kaczyński, jak został szefem NIK-u, zatrudnił go u siebie. Później Jasiński przyszedł za Kujdę do Srebrnej. Od pierwszej chwili mi nie pasował, bo ja antykomunizm wyssałem z mlekiem matki, a on był prominentnym działaczem PZPR w Płocku. Pienił się, jak mówiłem coś na byłych komunistów. Z Jarkiem umówiłem się tak: "słuchaj, idę z tobą [do Srebrnej], ale pod warunkiem, że będę podlegał tylko tobie". I za Kujdy było w porządku, ale Jasiński tylko przychodził i wydawał polecenia. W końcu Jarek mówi: "ja jestem twoim szefem, ale formalnie szefem spółki jest Jasiński". Więc po prostu odszedłem. 

Kopczyński opowiedział również o tym, że dla Kaczyńskiego najważniejsze były trzy rzeczy: "rodzina, kot Buś i partia". - Była np. taka sytuacja, że podjechałem pod dom i wyszła jego mama Jadwiga. "Panie Tadeuszu, pan powie Jarkowi albo niech pan weźmie za niego pensję, bo drugi tydzień nie przyniósł i ja już na życie nie mam". Był czas wypłaty, przychodził główny księgowy i czekał przed drzwiami. Jarek nie miał dla niego czasu. No to wziąłem te pieniądze, wcześniej pani Basia wypisała mi upoważnienie. Pani Jadwiga dziękowała mi później. Wie pan, gdyby Jarosław Kaczyński wygrał milion w totolotka, wszystkie pieniądze przeznaczyłby na partię - wspominał dawny przyjaciel. 

"Chce z brata zrobić męczennika"

Choć były ochroniarz i kierowca przyznał, że jest dumny z tego, jak rządzi Kaczyński, to szczerze stwierdził, że Antoni Macierewicz prezesowi PiS "głowę skołował, tak wbił do głowy, że w końcu uwierzył w zamach" w Smoleńsku. - On by chciał z brata zrobić męczennika, który zginął w zamachu i dla ojczyzny - dodał. 

Kopczyński mówił też o tym, co jego zdaniem jest ostatecznym celem Kaczyńskiego w polityce. - Kiedyś miał marzenie, by zostać przywódcą europejskiej chadecji – myślał, żeby stworzyć międzynarodową grupę z kilku partii. Jego wzorem był de Gaulle. Dziś na pewno jego celem jest całkowita dekomunizacja. A najbliższym - wygranie wyborów na tyle, żeby móc zmienić konstytucję - oceniał. 

Zobacz wideo
Więcej o: