Łukasz Wantuch - radny miasta Krakowa - chce, by na drodze do Morskiego Oka zaczęły działać wypożyczalnie hulajnóg elektrycznych. Argumentuje to tym, że mniej osób korzystałoby wówczas z podróży fasiągami - konnymi pojazdami. Proponuje, by obsługą wypożyczalni hulajnóg zajmowały się te same osoby, które obecnie zarabiają na fasiągach.
Obecnie wjazd fasiągiem na górę kosztuje 50 zł, w dół to 30 zł. Przy hulajnodze może to być o połowę taniej mimo dłuższej trasy - 25 zł za wjazd, 15 zł za zjazd. Koszt prądu to złotówka za całą trasę. Czas wjazdu jest również o wiele krótszy - nie dłużej niż 25 min do Włosienicy, stamtąd 5 minut do Morskiego Oka.
- wylicza Wantuch. Przeprowadził nawet testy - zwykła hulajnoga, którą kupił w sklepie, nie zdołała co prawda przewieźć dorosłej osoby, ale w pobliże Morskiego Oka dotarli bez problemu dwaj synowie radnego - 10 i 12-latek.
Radny proponuje, by fasiągi były przeznaczone dla rodziców z małymi dziećmi, osób starszych, niepełnosprawnych i "tych wszystkich, którzy wolą wjechać koniem".
Mało osób rozumie, że na drodze do Morskiego Oka (co najmniej do Włosienicy) jest wystarczająco dużo miejsca dla miłośników gór, niedzielnych turystów w klapkach, fasiągów, hulajnóg elektrycznych i wielu innych. Wystarczy trochę się "przesunąć" i pomyśleć o innych
- przekonuje.
Przedstawiciele Tatrzańskiego Parku Narodowego nie wykazują jednak entuzjazmu.
- Trakt jest jednym z najpopularniejszych szlaków tatrzańskich. W sezonie panuje bardzo duży ruch turystyczny, wędruje tędy nawet 12 tys. osób. Jazda na hulajnogach stwarza duże zagrożenie dla pieszych oraz samych użytkowników hulajnóg – mówi w rozmowie z "Gazetą Wyborczą" Magdalena Zwijacz-Kozica z TPN.