Cały czas z wielu miejsc w Polsce płyną doniesienia o problemach z tzw. podwójnym rocznikiem - do szkół ponadpodstawowych nie dostają się kolejni uczniowie. Chodzi głównie o te wymarzone przez absolwentów placówki, które nie są po prostu w stanie przyjąć większej liczby uczniów.
Mimo krytyki, że są to właśnie efekty reformy edukacji Anny Zalewskiej, władza mówi raczej o "współodpowiedzialności" za tę sytuację - tak zrobił np. wicepremier Jarosław Gowin. Drugą, winną stroną, mają być samorządy, które miały blisko dwa lata na przygotowanie się w sprawie przyjęcia podwójnego rocznika.
Podczas konferencji prasowej ministra edukacji narodowej Dariusza Piontkowskiego, następcy Anny Zalewskiej, która wyjechała do Europarlamentu, padały zapewnienia, że problem w zasadzie nie występuje. Jak mówił Piontkowski, w związku z zainteresowaniem sprawą, chciał przedstawić "nieco więcej szczegółów i nieco inne aspekty". Wystąpienie zaczęło się około 12.30, TVP Info relacjonowało je skrzętnie do samego końca, czyli przez 45 minut.
Szef MEN zaczął od przypomnienia, że szkoły podstawowe i gimnazja kończy w tym roku ponad 700 tys. uczniów, a szkoły średnie w całej Polsce mają mieć dla nich przygotowane 830 tys. miejsc. - To wyraźnie pokazuje, że każdy uczeń w Polsce znajdzie swoje miejsce w systemie, w dalszej edukacji w jednej ze szkół średnich działających w naszym kraju - zapewniał.
Potem minister edukacji przeszedł sprawnie do kontrataku - wspomniał, że media skupiają się na dużych miastach, "nie zauważając, że Polska istnieje poza Warszawą". Dlatego - jak wskazał - obecność samorządowców na jego konferencji.
Przyjrzyjmy się kilku miastom, tym dużym, którym państwo trochę uwagi poświęcali. W moim rodzinnym Białymstoku absolwentów szkół jest około 4,5 tysiąca, a władze miasta przygotowały łącznie 8,5 tys. miejsc. Czyli prawie dwa razy tyle. To wynika z tego, że spodziewają się tego, że część młodych ludzi z okolicznych miejscowości będzie chciała uczyć się w Białymstoku
- mówił. Dalej przywoływał przypadek Lublina, gdzie jest 5,5 tys. uczniów aplikujących do szkół ponadpodstawowych, a miasto ma ponad 13,5 tys. miejsc. Zapewnił, że podobna sytuacja ma miejsce w wielu dużych miastach, a samorządy mogły się do tego przygotować.
Potem zrobiło się jednak groteskowo. Dariusz Piontkowski powiedział, że są samorządy, które doskonale sobie z podwójnym rocznikiem poradziły i nawet w wielu wypadkach "jest to szansa na to, aby rozwinąć system edukacji". Które to samorządy tak dobrze sobie radziły? Ich dobór był nieprzypadkowy, bo pierwszy przemówił starosta powiatu stalowowolskiego Janusz Zarzeczny, oczywiście z PiS.
Zarzeczny podkreślił, że także samorządy miały się przygotować na podwójny rocznik, ale szedł dalej w rozpływanie się nad możliwymi fruktami reformy edukacji autorstwa PiS:
Ja osobiście z wielką nadzieją czekałem na ten czas, kiedy ten rocznik zawita do naszych szkół. Powiem szczerze, że szkoły średnie, czyli wtedy ponadgimnazjalne, zaczęły się wyludniać. Ja miałem już taki dylemat, by jedną ze szkół zlikwidować. (...) Po obecnej symulacji, nabór nie jest zakończony, można powiedzieć, że ta szkoła jest uratowana. (...) To bardzo dobra sytuacja, gdzie możemy "nabrać" tej młodzieży więcej. Ratujemy pracę nauczycielom, zapewnimy sobie większe finanse, bo pieniądze idą za uczniem, a tym samym będziemy mogli realizować swój plan nauczania.
Po Zarzecznym przed mikrofonem zameldował się kolejny "przypadkowy" samorządowiec. Tym razem był to Jakub Banaszek, prezydent Chełma, związany z Porozumieniem Gowina (był kandydatem PiS w ostatnich wyborach). Tutaj warto nadmienić - niedawno wojewoda lubelski Przemysław Czarnek stwierdził, że problemy z podwójnym rocznikiem występują tylko w miastach zarządzanych przez opozycję.
Nic dziwnego, bo na 104 miasta prezydenckie w Polsce, PiS ma "swoich" prezydentów w zaledwie czterech: Chełmie, Zamościu, Otwocku i Stalowej Woli. Więc najpierw Stalową Wolę po części reprezentował Zarzeczny, a potem wkroczył Banaszek. Prezydent Chełma - co nie dziwi - zapewnił, że w jego mieście nie ma kłopotów z podwójnym rocznikiem.
Wiedzieliśmy, że będzie podwójny rocznik. (...) W Chełmie jest 500 wolnych miejsc, 2600 miejsc ogółem, nie ma żadnego problemu, jesteśmy po kolejnym etapie rekrutacji
- zapewniał "zadowolony" z reformy samorządowiec z PiS.
Zaraz po nim wystąpił inny całkowicie niezależny samorządowiec: były poseł PiS i były burmistrz Łap Roman Czepe, obecnie wicestarosta białostocki. Ten mówił z kolei, że ma problem z uczniami, bo trwa niż demograficzny. - Ogromne pieniądze poszły na szkoły w wielkich miastach, szkoły wokół Białegostoku są znakomite, ale Białystok "wchłania". To uczeń decyduje o szkole, już nie rodzic, i za tym idą różne tendencje. Ta rekrutacja nas ogromnie cieszy, wracają, pozostają uczniowie - powiedział z pełnym przekonaniem Czepe.
I wisienka na torcie, zaraz po Czepem głos zabrała dyrektor Zespołu Szkół Mechanicznych w Łapach. - Powiem szczerze, jako szkoła, czekamy na ten zwiększony nabór i jesteśmy zadowoleni, mając przygotowanych ponad 240 miejsc, przyjęliśmy 173 uczniów w tej chwili. (...) Mamy około 60 miejsc wolnych, także uczniowie, którzy nie dostali się gdzieś, mogą spokojnie realizować swoje ambicje właśnie w szkole w Łapach - powiedziała.
Na koniec tego festiwalu minister Piontkowski podsumował to wszystko słowami: - Samorządowcy, pani dyrektor, pokazują zupełnie inne spojrzenie na rekrutację na rok 2019/2020.
Następnie pytania mogli zadawać dziennikarze, ale raczej niewiele się dowiedzieli - "przypadkowi" samorządowcy dalej zapewniali o swoim zadowoleniu z podwójnego rocznika, prezentowali też pogląd, że skorzystają na tym. Prezydent Chełma np. podkreślał, że nie poniósł dodatkowych kosztów w związku z reformą edukacji. Padały nawet apele, by ministra "nie obarczać" problemami, którymi powinny zając się samorządy.
Później szef MEN napomknął jedynie, że pokazano tylko "niewielką liczbę przedstawicieli samorządów". - Nie chcieliśmy tutaj zwoływać setek osób, które mogłyby tutaj przyjechać i opisać to w sposób taki, jak ci państwo, którzy są dzisiaj z nami. Zrobiliśmy to ze względu na szczupłość miejsca - mówił.
Tego samego dnia, gdy odbyła się konferencja ministra edukacji, rzecznik praw obywatelskich Adam Bodnar zapytał MEN o sytuację uczniów, pisząc m.in.:
Pospieszna, niepoparta rzetelną analizą reorganizacja szkół musiała doprowadzić do pogorszenia się jakości nauczania i naruszania praw uczniów. (...) Podwójny rocznik oznacza ciasnotę i pogorszenie się warunków nauki dla wszystkich uczniów, nie tylko dla pierwszej klasy. Brak miejsca w wybranej szkole może też oznaczać dużo większe koszty dojazdu do szkoły, w której są miejsca.