Zamieszania z tzw. podwójnym rocznikiem ciąg dalszy. W roku szkolnym 2019/2020 we wrześniu w liceach - za sprawą reformy edukacji byłej już szefowej MEN Anny Zalewskiej - pojawią się zarówno absolwenci gimnazjów, jak i szkół podstawowych ("nowi" ósmoklasiści).
Wczoraj na Gazeta.pl opisywaliśmy, że szkoły miały dwa lata na przygotowanie się na podwójny rocznik, niektóre z nich zwiększyły nabór, ale nawet takie działania nie sprawiły, że uczniowie dostali się do swoich wymarzonych szkół ponadpodstawowych (liceów, techników czy zawodowych).
Problemem pozostaje też po prostu liczba sal - część szkół nie jest w stanie jej zwiększyć, w dodatku przepełnione licea to też trudności z układaniem planu lekcji. Więcej klas to więcej zajęć, co mogłoby wymuszać np. pracę szkół w systemie dwuzmianowym.
Największym zmartwieniem absolwentów i ich rodziców, co wielokrotnie komunikowano w mediach, pozostaje jednak sprawa braku miejsc w liceach, do których aplikowali. MEN zapewnia, że miejsc w szkołach ponadpodstawowywch wystarczy, uczniowie jednak narzekają, że podwójny rocznik sprawił, że ich kilkuletnia praca poszła na marne.
Uczniowie niezakwalifikowani do wybranych szkół Gazeta.pl
Reporterzy TVN24 podliczyli, jak ta sytuacja wygląda w przypadku kilku miast wojewódzkich. W Krakowie mówi się o blisko 2,5 tys. uczniów, którzy niezakwalifikowali się do wybranej szkoły, w Gdańsku - 1,2 tys., a w Rzeszowie o tysiącu.
W "Faktach" TVN w środę wyemitowano wypowiedź wojewody lubelskiego Przemysława Czarnka, który tłumaczył, że problemy występują tylko w miastach metropolitalnych, a tam - jak wskazywał - rządzi PO i lewica. Sęk w tym, że na 104 miasta prezydenckie w Polsce, tylko w czterech (Otwocku, Stalowej Woli, Chełmie i Zamościu) rządzi Prawo i Sprawiedliwość.
Wiceminister edukacji: Nigdy nie było gwarancji, że wszyscy uczniowie dostaną się do liceów i techników