W wyniku reformy edukacji przeprowadzonej przez minister Annę Zalewską (obecnie europarlamentarzystkę PiS) od września do liceów pójdą absolwenci nie tylko gimnazjów, lecz także ośmioklasowych szkół podstawowych.
W trakcie pierwszych etapów rekrutacji wielu uczniów w dużych miastach nie dostało się do żadnej placówki. Przykładowo - według informacji "Gazety Wyborczej" do żadnego liceum w Krakowie nie dostało się 2,5 tys. absolwentów gimnazjów i podstawówek, a w Lublinie - 600.
O tym, że problem się pojawi, samorządy i dyrektorzy szkół wiedzieli od co najmniej dwóch lat. Stąd wiele placówek podjęło działania, by przyjąć jak największą liczbę uczniów.
- Jesteśmy przygotowani na podwójny rocznik, zwiększamy nabór o ok. 100 uczniów, czyli cztery klasy - mówi nam Marek Myśliński, dyrektor V LO w Bielsku-Białej. Według "Gazety Wyborczej" liczba chętnych na naukę w tej szkole to ponad 300 osób, miejsc jest niemal 190.
- Dotychczas mieliśmy pięć oddziałów, teraz będzie ich osiem, a i tak będzie ciasno. Mam poczucie, że to granica wytrzymałości. Absolutnie nie przewiduję już przyjęcia dodatkowej klasy
- podkreśla w rozmowie z Gazeta.pl Ewa Łoś, dyrektor XXXI Liceum Ogólnokształcącego im. Ludwika Zamenhofa w Łodzi. Do łódzkiego liceum zgłosiło się w tym roku 430 chętnych, co daje prawie dwie osoby na jedno miejsce. Niewykluczone, że liczba uczniów w klasach zostanie jednak zwiększona do 32.
Aby jakoś rozwiązać problem, nauczyciele będą musieli pożegnać się też ze swoim dotychczasowym pokojem nauczycielskim i przeniosą do mniejszej salki, w której dotychczas odbywały się zajęcia językowe. - Pokój nauczycieli będzie od września pełnił rolę pracowni. Nauczyciele i tak są zapracowani, często bywają na dyżurach - wyjaśnia Ewa Łoś. Zostaną uruchomione również trzy dodatkowe toalety.
- Jest ewidentne ryzyko, że zajęcia mogą kończyć się o godz. 17. Nie mówię o zajęciach dodatkowych, tylko o standardowych lekcjach - dodaje dyrektor XXXI LO w Łodzi. Planuje też zatrudnienie pięciu dodatkowych nauczycieli.
Lista zakwalifikowanych osób w ramach pierwszej tury rekrutacji ma zostać ogłoszona w Łodzi 16 lipca.
- Dostajemy telefony dzień w dzień. Rodzice i uczniowie niecierpliwią się, nie rozumieją, dlaczego czekamy do 16 lipca. Są zaniepokojeni, pytają o progi punktowe, których przecież jeszcze nie znam - mówi Ewa Łoś.
Rodzice z obawy przed niepewną przyszłością swoich dzieci coraz częściej też walczą o weryfikację wyników z egzaminu gimnazjalnego w okręgowej komisji egzaminacyjnej. Potem przychodzą do szkół z dokumentem ze zmienioną punktacją, licząc, że choć trochę pomoże to w rekrutacji.
W poznańskim II LO im. Generałowej Zamoyskiej i Heleny Modrzejewskiej dotychczas klas było sześć, teraz będzie siedem. - Przed reformą kończyliśmy lekcje o godz. 17. Gdyby uczniów pojawiło się jeszcze więcej, kończylibyśmy je o 21 - mówi nam dyrektor Małgorzata Dembska. Klasy (z wyjątkiem tej z międzynarodową maturą, w której będzie 36 uczniów) będą liczyły 28 osób.
- Na dniach otwartych rodzice i dzieci byli przerażeni tym, że o wiele trudniej będzie się dostać. Mówiłam wtedy, że trzeba zrobić wszystko, by wyniki były jak najlepsze. Jest mi przykro, ale pewnych rzeczy nie jesteśmy w stanie przeskoczyć - tłumaczy Małgorzata Dembska.
Chodzi konkretnie o możliwości lokalowe. - Po prostu mamy za małą szkołę, za mało klas lekcyjnych. Wszystkie pomieszczenia, które mogły zostać przeznaczone na sale, już dawno zostały do tego przystosowane. Rozbudowa szkoły nie jest możliwa, znajdujemy się między dwiema kamienicami - dodaje dyrektor II LO.
Z kolei w XIV Liceum Ogólnokształcącym im. Stanisława Staszica w Warszawie zostaną otwarte w sumie trzy nowe klasy. A byłoby ich jeszcze więcej, gdyby nie fakt, że zwiększono tam liczbę uczniów w klasach do 34. Kandydatów zostanie przyjętych 510, chętnych jest 750. - Bardzo się martwimy, że tak duża liczba uczniów w klasach może odbić się na nauczaniu - mówi w rozmowie z Gazeta.pl dyrektor szkoły Regina Lewkowicz.
Placówka jest uznawana za najlepszą w Polsce, stąd w niej problemem jest zbyt duża liczba kandydatów z tytułem laureata. Taki tytuł uprawnia ucznia do wybrania dowolnej szkoły, a ta ma obowiązek jego przyjęcia.
- Jest trochę paniki wśród kandydatów, pytają, czy będzie brana pod uwagę liczba olimpiad. Dostajemy pytania, czy jeśli ktoś ma trzy olimpiady, to ma większe na przyjęcie niż osoba, która ma na koncie jedną. W praktyce przyjmujemy każdego olimpijczyka, bo taki mamy obowiązek - wyjaśnia Regina Lewkowicz.
A to jeszcze bardziej zmniejsza szanse tych uczniów, którzy nie są laureatami olimpiad.
Kandydaci pytają, czy są miejsca poza tymi dla olimpijczyków. W niektórych klasach w zależności od profilu miejsc jest zaledwie kilka, a czasem musimy niestety przekazać, że w ogóle już ich nie ma - dodaje dyrektor placówki.
Przedstawiciele rządu podkreślają, że żaden z absolwentów szkół podstawowych i gimnazjów nie pozostanie na lodzie.
- Gdybyśmy zsumowali absolwentów gimnazjów i szkoły podstawowej, to liczba miejsc w szkołach jest znacznie większa niż liczba absolwentów. Dotyczy to liczby miejsc w różnego typu szkołach - i w liceach, i w technikach, i w szkołach branżowych - przekonywał podczas czerwcowej konferencji prasowej wiceminister edukacji Maciej Kopeć.
- To samorządy prowadzą szkoły, to one powinny przygotować te placówki do przyjęcia uczniów, zresztą bardzo duża część samorządów bardzo dobrze wywiązała się z tego obowiązku. Tam, gdzie są problemy, minister edukacji narodowej będzie spotykał się z włodarzami dużych miast, z zarządami tych samorządów i mam nadzieję, że wspólnie będziemy starali się rozwiązać maksimum problemów, które się pojawiły
- zapewniał z kolei w środę w Polskim Radiu 24 szef Kancelarii Prezesa Rady Ministrów Michał Dworczyk.