Zaledwie 30 procent wszystkich jednostek Ochotniczych Straży Pożarnej działających w Polsce może podejmować akcje ratunkowe - wynika z raportu NIK. "Dziennik Gazeta Prawna", który dotarł do raportu jako pierwszy, podaje, że pozostałym strażakom ochotnikom brakuje uprawnień, odpowiedniego wyposażenia, badań lekarskich czy ubezpieczeń. Niektórzy nie mają nawet przeszkolenia pożarniczego. W efekcie działalność wielu jednostek ogranicza się jedynie do organizowania imprez edukacyjnych, kulturalnych i sportowych. Do pożarów jeździć nie mogą.
W raporcie NIK wskazano, że sytuacja ratowników z OSP zależy od tego, czy dana jednostka należy do Krajowego Systemu Ratowniczo-Gaśniczego. To właśnie w jego ramach do OSP przekazywanych jest najwięcej pieniędzy, a jednostki włączone do KSRG ściśle współpracują z Państwową Strażą Pożarną. Strażacy "spoza systemu" mają mniejsze dofinansowania, są słabiej wyszkoleni i mniej przystosowani do przeprowadzania skutecznych akcji - z tego powodu część z nich w ogóle nie może w nich uczestniczyć. Jak wskazano, czasami wyjazdy na akcje gaśnicze wiązały się nawet ze stwarzaniem przez strażaków ochotników dodatkowego niebezpieczeństwa.
Z raportu NIK wynika, że gdy strażacy spoza systemu sporadycznie brali udział w akcjach ratowniczych, to często sami stwarzali niebezpieczeństwo dla siebie samych i zwiększali ryzyko niepowodzenia akcji
- pisze "DGP".
W raporcie NIK czytamy, że wszystkie jednostki OSP skarżą się też na niedofinansowanie. Tłumaczą, że gdyby miały środki finansowe, zapewniłyby strażakom niezbędne szkolenia i sprzęt. Kontrole wykazały jednak, że w samym rozdysponowywaniu środkami również występowały nieprawidłowości. NIK wskazuje m.in., że dwie jednostki gaśnicze z gminy Gołańcz w Wielkopolsce dostały środki finansowe na zakup samochodów ratowniczo-gaśniczych, choć nie miały żadnych ratowników. Gmina Goraj w województwie lubelskim finansowała z kolei jednostki OSP, mimo że wszyscy jej członkowie odmówili wzięcia udziału w badaniach lekarskich i szkoleniu pożarniczym.