Arcybiskup i metropolita poznański Stanisław Gądecki nie wydał prokuraturze dokumentów dotyczących byłego księdza oskarżanego o pedofilię - opisuje TVN24. Akta, które miał przekazać Gądecki, dotyczą Krzysztofa G. z wielkopolskiej Chodzieży. Duchowny w 2015 roku został oskarżony przez swoją dorosłą dziś ofiarę, Szymona Bączkowskiego, o molestowanie i wielokrotny gwałt.
Jak opisywały lokalne media, w 2017 roku po procesie wewnętrznym Watykan wydalił Krzysztofa G. ze stanu duchownego, ale sprawa nie mogła zostać zbadana przez prokuraturę z punktu widzenia prawa państwowego, bo kuria odmawiała wydania dokumentów. O udostępnienie akt wnioskowała poznańska prokuratura. Reprezentujący ofiarę byłego księdza mec. Artur Nowak w rozmowie z TVN24 opisuje, że termin, w którym arcybiskup Gądecki miał wydać akta, już minął.
Pełnomocnik ofiary zdecydował się teraz na zawnioskowanie o policyjne przeszukanie siedziby poznańskiej kurii. Ta tłumaczy z kolei, że nie ma wymaganych przez prokuraturę dokumentów. Wcześniej zasłaniała się z kolei tajemnicą zawodową. Z ustaleń TVN24 wynika, że dalsze decyzje w sprawie ewentualnego przeszukania kurii ma podjąć prokuratura krajowa.
Po rozpoczęciu procedury w poznańskiej kurii Szymon Bączkowski wielokrotnie mówił o swojej krzywdzie. W rozmowie z Weekend.gazeta.pl opowiadał, że był molestowany przez byłego księdza Krzysztofa G. przez wiele lat. Jak opisywał, wszystko zaczęło się, gdy miał 14 lat i był ministrantem w chodzieskiej parafii. Gdy K. zaczął molestować pierwszy raz, o wszystkim powiedział rodzicom. Później, na prośbę duchownego, milczał przez wiele lat. Zgłosił się do poznańskiej kurii w 2015 roku, chcąc ukarania swojego oprawcy.
Gdy miałem 11 lat, zostałem ministrantem. Jak miałem 14 lat, w naszej parafii pojawił się nowy ksiądz. Wszyscy chłopcy chcieli go poznać, a co najmniej zobaczyć. Szybko zaczęło się podszczypywanie, obmacywanie i łapanie za genitalia. Ksiądz K. po mistrzowsku wykorzystywał momenty, gdy przebieraliśmy się w alby. Podchodził do mnie i tak się sprytnie zasłaniał sutanną, że inni ministranci niczego nie widzieli.
Zabierał mnie też do swojego mieszkania na plebanii i tam podawał alkohol. Był tak cwany, że mi kazał pić wódkę, a sam pił słabe wino. A potem mnie gwałcił
- opisywał.