Jednostka Marynarki Wojennej, której załoga będzie nurkować, by wyciągnąć z wody ciało nurka odnalezione na początku czerwca, wypłynęła z Gdyni dziś o godzinie 7:45. Jej celem jest Łeba i zatopiony w jej pobliżu wrak niemieckiego wycieczkowca Wilhelm Gustloff. Aby wydobyć szczątki, nurkowie będą musieli zejść na głębokość 45 metrów.
To, czy zwłoki nurka uda się wydobyć dziś czy też jutro, zależy m.in. od warunków pogodowych na Bałtyku. Szef Prokuratury Rejonowej w Lęborku Patryk Wegner, cytowany przez portal "Dziennik Bałtycki", oszacował, że akcja wyciągnięcia ciała z wody może potrwać kilka godzin.
- Postępowanie jest prowadzone pod nadzorem prokuratury. Prokurator będzie obecny w Łebie. Po wydobyciu ciała, zostanie ono przetransportowane i zostaną przeprowadzone oględziny. Wszystko zależy od tego, jak trudna technicznie okaże się akcja wydobycia zwłok i sprzętu nurka. (...) Na statku jest policjant. Od niego otrzymamy informację - powiedział Wegner.
Przypomnijmy, że zwłoki nurka znajdujące się na wraku niemieckiego statku Wilhelm Gustloff odnaleziono w czwartek 6 czerwca. Trafili na nie nurkowie z grupy Baltictech, którzy wykonywali dokumentację stanu zatopionej maszyny. Oszacowali, że szczątki leżały one pod wodą przez kilka lat.
Możliwe, że odnalezione na wraku ciało to szczątki Roberta Szlechta, który zaginął w lipcu 2012 roku. Mężczyzna miał nurkować ze znajomymi w okolicach wraku Wilhelm Gustloff. Kiedy zniknął pod wodą, towarzyszący mu nurkowie wezwali pomoc. Zostali przesłuchani przez policję, a ich komputery skonfiskowano, ale śledztwo zostało umorzone. Rodzina zaginionego twierdzi, że jego towarzysze składali sprzeczne zeznania. Jeżeli badania DNA potwierdzą tożsamość denata, koledzy zaginionego 44-latka mogą zostać oskarżeni o nieudzielenie mu pomocy lub nawet o nieumyślne spowodowanie śmierci.