Jak reagujecie na wiadomość, że giniemy?Nazwijcie mnie ekoterrorystką, ale nie umiem milczeć [LIST]

"Nazwijcie mnie ekoterrorystką, ale nie umiem czasami milczeć, kiedy widzę jak ktoś niesie zgrzewkę z wodą, albo pakuje banany do plastikowych woreczków. Nie znoszę zwracać nikomu uwagi, mega mnie to krępuje, nie robię tego ze złośliwości, ale z miłości i z troski o los nas wszystkich" - pisze w liście do naszej redakcji czytelniczka Kasia.
Zobacz wideo

Media niemal codziennie obiegają informacje o kolejne doniesienia o pogarszającym się stanie naszej planety, kryzysie klimatycznym i zagrożeniach wynikających z globalnego ocieplenia - piszemy o nich także w naszym cyklu Piątki dla klimatu. Nasza czytelniczka Kasia postanowiła podzielić się swoimi przemyśleniami w tej kwestii. Poniżej publikujemy jej list.

Czytaj też: Jakie to ma znaczenie, że zrezygnuję z plastikowej słomki? Może mieć wielkie [PIĄTEK DLA KLIMATU]

Czytelniczka o kryzysie klimatycznym: Jak reagujecie na wiadomość o tym, że giniemy?

Co robicie z tymi wszystkimi zmasowanymi doniesieniami na temat kondycji naszej planety i ludzkości? Jak reagujecie na wiadomość o tym, że… giniemy? Mną te newsy wstrząsają. Niby od dawna miałam świadomość, że matka Ziemia kiepsko znosi plastik, beton, tanie mięcho, wyprzedaże w H&M i że to nie może się dobrze skończyć, ale ostatnie doniesienia naukowe powalają. Przeżywam to i żyję tym. Jest to jedyny temat, na jaki mam ochotę rozmawiać. Właściwie to, chciałam Wam zadać inne, ważniejsze pytanie: czy działacie? Czy już zaczęliście (albo nawet kontynuujecie) sami z siebie zmieniać codzienne przyzwyczajenia, ograniczać konsumpcję, zmieniać dietę, rezygnować z różnych wygód - bo chcecie ratować Ziemię?

Nie pytam o to, czy segregujecie odpady, bo na to był czas 20 lat temu. Segregować trzeba, wiadomo, ale to za mało. Pytam o działania, które wymagają więcej pracy, zaangażowania, poświęcenia. Pytam, bo mam wrażenie, że mało kto pośród ludzi wokół mnie na poważnie się tym wszystkim przejął. Że więcej wzruszania ramionami, wzdychania, obracania tematu w żart niż realnego zaangażowania się w zmiany.

Trwoży mnie to i wkurza. Nie kumam, jak mając świadomość tych wszystkich zmian klimatycznych, można nie robić nic. Żyć nadal tak samo, jakby nic się nie stało i miało się nie stać. Bezrefleksyjnie kupować kolejne bluzeczki made in china, jeść czwartego kotleta w tym tygodniu, jechać samochodem do sklepu za rogiem, kupować latte na wynos. Wiadomo, że nie da całkowicie i od razu porzucić nadmiernej konsumpcji, plastiku i wygód. Ale można (trzeba!) zacząć robić coś, zacząć robić więcej.

Boli mnie to tym bardziej, że otaczają mnie „elity” - ludzie wykształceni, którzy czytają i mają świadomość, że te dramatyczne doniesienia to nie pijar PO, że to dzieje się naprawdę. Otaczają mnie rodzice, dla których przyszłość dzieci jest priorytetem. Nie zbierajcie na ich studia, zbierajcie śmieci! Tak bardzo czuję słowa Grety Thunberg: „I don’t want you to be hopeful. I want you to PANIC. I want you to feel the fear I feel every day. And then I want you to act.”

Ja panikuję. Strach mnie nie paraliżuje tylko dlatego, że mam, co robić, że wiem, co robić. Nie czuję bezsilności, bo mam całą listę rzeczy, które będę zmieniać w moim domu, w mojej codzienności, w mojej rodzinie. Wiedzcie, że działam. Zresztą nie od wczoraj. To nie żadne przechwałki, bo oj niejedno mam jeszcze na sumieniu. Po prostu uważam, że powinno Was to obchodzić.To, co kupuję, czego nie kupuję, co jem, czego nie jem, czym jeżdżę, czym nie jeżdżę - wszystkie moje wybory wpływają na przyszłość nas wszystkich. Jedziemy na tym samym wózku, kręcimy się na tej samej planecie.

Wymagam od siebie i teraz jakkolwiek źle to nie zabrzmi: wymagam też od Was. Ba, mam większe wymagania od siebie i ludzi wokół mnie niż od tych wszystkich rządów, Unii Europejskich, szczytów itd. Ok, my nie możemy zamknąć elektrowni Bełchatów, ale oni tego nie zrobią, jeśli my będziemy bierni.

W tym miejscu muszę też Was uprzedzić: będę się „czepiać”. Nazwijcie mnie ekoterrorystką, ale nie umiem czasami milczeć, kiedy widzę jak ktoś niesie zgrzewkę z wodą, albo pakuje banany do plastikowych woreczków. Nie znoszę zwracać nikomu uwagi, mega mnie to krępuje, nie robię tego ze złośliwości, ale z miłości i z troski o los nas wszystkich. „Czepiajcie się” mnie, to będzie mnie jeszcze bardziej mobilizowało i wspierało. Biorę to jako dowód, że Wam też nie wszystko jedno.

Ufff. Tyle. Ulżyło mi. Trochę. I żeby zakończyć jednak afirmatywnie i różowo. Dziękuję tym osobom z mojego otoczenia, które czynnie „panikują” - krok po kroku, ale nieustannie zmieniają swoje życie i naszą Ziemię. Widzę to i czuję wielką wdzięczność za każdą jedną odrzuconą w restauracji słomkę. Dziękuję, że mnie inspirujecie i uczycie. Kocham. Wierzę. Działam dalej.

Więcej o: