Szerokim echem odbiła się niedawna wypowiedź ministra rolnictwa Jana Krzysztofa Ardanowskiego, który stwierdził, że wystąpi o uznanie bobra i żubra za zwierzęta jadalne. W przypadku tego pierwszego żartował, że jego płetwa może działać jak afrodyzjak.
Ardanowski tłumaczył "wzięcie na celownik" bobrów polskimi, kulinarnymi tradycjami. - Zwierzę odgrywało w polskiej kuchni ogromną rolę i było w polskiej kulturze bardzo popularne. Jeżeli ktoś czytał "Krzyżaków" to wie, o czym mówię - mówił. Dodawał też, że z bobrami jest spory problem i należy uregulować populację tych zwierząt. Ostatecznie jednak premier Mateusz Morawiecki zdecydował, że żadne zmiany w tej kwestii nie zostaną wprowadzone.
O sprawę jedzenia bobrów minister Krzysztof Ardanowski został zapytany przez dziennikarkę "Super Expressu". Szef resortu rolnictwa bronił swojego pomysłu.
- W "Krzyżakach" Henryka Sienkiewicza mamy taką scenę, kiedy Jagienka poluje na bobra. Wówczas sadło z bobra stosowano jako środek dezynfekujący rany. Niegdyś uważano, że mięso bobra może być jedzone w dniach postu. A niektórzy podkreślali, że części ciała tego zwierzaka, jak na przykład płetwa lub jądra, mogą być afrodyzjakiem
- tłumaczył minister. Dodał, że według szacunków w Polsce żyje ok. 100 tys. bobrów, a rolnicy narzekają na straty wywołane przez te zwierzęta.
- Nikt nie chce polować, bo nikt nie określił, co z bobrem zrobić. Nie można go zabrać, nie można go zjeść ani wypreparować trofeum. W związku z tym pomyślałem, że pomagając rolnikom, warto uznać bobra czasowo za zwierzę łowne. Z kolei zwierzę łowne ma status zwierzęcia jadalnego, więc można je zjeść
- wyjaśniał Krzysztof Ardanowski.