We wtorek 18 czerwca zmarł niespełna roczny Szymon, który od 22 stycznia tego roku przebywał w Szpitalu Dziecięcym przy ul. Niekłańskiej w Warszawie.Chłopiec trafił tam z wysoką gorączką i drgawkami, musiał być reanimowany. Już wówczas tomografia komputerowa wykazała obrzęk mózgu, a lekarze mieli uznać, że nastąpiła śmierć mózgu.
Od kilku miesięcy życie dziecka podtrzymywała szpitalna aparatura. O sprawie zrobiło się głośno, gdy na początku czerwca rodzice Szymona na założonym przez siebie fanpage'u na Facebooku zaczęli alarmować, że ich syn może wkrótce zostać odłączony od aparatury. Twierdzili też, że szpital nie wykorzystał wszystkich szans na ratowanie chłopca i zachęcali do przychodzenia pod placówkę z transparentami.
W sprawę zaangażowały się grupy tzw. antyszczepionkowców (czy też proepidemików) związanych z organizacją STOP NOP, które nazywały chłopca polskim Alfiem Evansem. Protestujący w ostatnich dniach wspólnie modlili się o wyzdrowienie chłopca przed szpitalem, próbowali też wtargnąć na oddział, na którym przebywał. Z kolei poseł Kukiz'15 Paweł Skutecki - jako przedstawiciel antyszczepionkowców - wraz z matką chłopca i policją przeprowadzili "interwencję", w trakcie której wręczono lekarzom pismo z żądaniem "zniesienia leczenia paliatywnego oraz wdrożenia leczenia".
Jak informuje Polsatnews.pl - we wtorek 18 czerwca - lekarze podjęli decyzję o odłączeniu dziecka od aparatury. Minister zdrowia Łukasz Szumowski zapewnił, że "nikt nie odłączył aparatury przed stwierdzeniem, że pacjent zmarł" i wyjaśniał, że "musimy odróżniać śmierć, która po prostu nastąpiła w wyniku choroby, od eutanazji czy zaprzestania terapii".
Po śmierci chłopca pełnomocnik rodziców Arkadiusz Tetela w rozmowie z mediami powiedział, że rodzice nie wiedzieli, iż podjęto decyzję o odłączeniu ich syna od aparatury. Wciąż mieli czekać na dokumentację medyczną od szpitala, którą chcieli skonsultować jeszcze z innym specjalistą.
Rodzice są bardzo rozgoryczeni. Zdecydowali się złożyć zawiadomienie do prokuratury dotyczące podejrzenia popełnienia przestępstwa w związku z przebiegiem samej hospitalizacji
- powiedział mec. Arkadiusz Tetela, pełnomocnik rodziców rocznego chłopca. Dodaje, że rodzice zostali poinformowani, że o godzinie 10 odbędzie się zebranie konsylium lekarskiego, które miało orzec o zakończeniu leczenia. Rodzice mieli natomiast nadzieję, że uda im się jeszcze odsunąć ostateczną decyzję w czasie i sprowadzą do tego czasu lekarza z USA. - Gdy pojawili się w szpitalu, okazało się, że decyzja już zapadła - mówi mec. Tetela.
W oświadczeniu wydanym jeszcze 10 czerwca lekarze ze szpitala przy ul. Niekłańskiej informowali, że chłopiec był w stanie "skrajnie ciężkim" i od stycznia przebywa na oddziale intensywnej terapii "z nieodwracalnym uszkodzeniem centralnego układu nerwowego". Rodzice chłopca od początku utrzymywali natomiast, że jego stan mógł być związany ze szczepionką przeciwko pneumokokom. Opisywali, że stan chłopca pogorszył się kilka dni po szczepieniu i wskazywali, że ich syn dostał szczepionkę z "wadliwej serii".
Jednocześnie pod koniec kwietnia sami rodzice pisali o tym, że badania genetyczne wykazały u chłopca mutację genu RAN BP2. "Wraz z mutacja genu RAN BP2 mamy do czynienia z ostra encefalopatia - indukowana infekcja. Według lekarzy i specjalistów choroba, która spotkała Szymonka mogła by zostać uaktywniona nawet poprzez katar, przeziębienie czy inne okoliczności zewnętrzne i mogło się to stać w każdej chwili, ale stało by się na pewno" - wyjaśniali. Apelowali też do internautów, by nie wiązali stanu zdrowia Szymona ze szczepieniem.
Lekarze ze Szpitala Dziecięcego wydali oświadczenie, w którym tłumaczyli, że szczepionka nie była przyczyną pogorszenia się stanu zdrowia dziecka. Podkreślili, że przed ujawnieniem informacji o tym, co było przyczyną choroby powstrzymuje ich tajemnica lekarska i zapewnili jednocześnie, że rodzice chłopca wiedzieli, co dolega ich synowi. W oświadczeniu napisano również, że żądania rodziców dotyczące alternatywnych metod leczenia chłopca były brane pod uwagę, ale "nie miały one podstaw merytorycznych do ich zastosowania, albo wiązały się ze zbyt dużym ryzykiem dla pacjenta".
We wtorek 18 czerwca, po śmierci Szymona, szpital wydał kolejne oświadczenie.
W związku ze śmiercią Pacjenta naszego Szpitala Szymona wszyscy lekarze, pielęgniarki oraz pracownicy Szpitala Dziecięcego im. prof. dr. med. Jana Bogdanowicza składają Rodzinie Pacjenta wyrazy współczucia i szczere kondolencje
Szpital nie będzie udzielał żadnych informacji związanych ze sprawą Szymona, m.in. ze względu na obowiązującą nas tajemnicę lekarską
- czytamy w dokumencie na stronie szpitala. Wcześniej w obronie lekarzy Szpitala Dziecięcego stanęła Okręgowa Izba Lekarska w Warszawie, która apelowała do protestujących, aby nie utrudniali wykonywania obowiązków specjalistów i zdecydowanie potępiła próby wtargnięcia do placówki i utrudnienia pracy personelowi.