- Ktoś niszczy drzewo, podlewa je środkiem na chwasty - powiedziała "Wydarzeniom" Polsatu Romana Rupiewicz, aktywistka z lokalnego stowarzyszenia Genius Loci.
Sprawa trafiła na policję, która sprawdza, czy ktoś faktycznie zatruwa drzewo. - Dostaliśmy to zgłoszenie od współwłaściciela działki, na której rośnie dąb - powiedziała podkomisarz Ewa Rejn z policji w Puławach.
Problem zaczął się od ustawienia nowego ogrodzenia. Dotychczas mieszkańcy swobodnie docierali do pól i domów, omijając wielki dąb. Teraz jest to niemożliwe. - Tylko czekać, aż dojdzie do rozlewu krwi. Są wyzwiska, wzajemne oskarżenia - powiedział Janusz Kowalski, radny z Kazimierza Dolnego.
Lokalni działacze deklarują, że jeśli urzędnicy nie rozwiążą problemu, będą chronić konające drzewo własnym ciałem.