"Panie Prezesie, od kilku lat ludzie z Pana politycznego obozu mamią mnie obietnicami pomocy, ułaskawienia i amnestii" - pisał w lutym Marek Falenta w liście do Jarosława Kaczyńskiego.
Treść listu ujawniła dziś "Gazeta Wyborcza". Skazany w aferze podsłuchowej utrzymywał, że współpracował ze służbami, zaś podsłuch w restauracjach zakładał ze świadomością, że będą "wykorzystane do wygrania przez partię wyborów".
Kilka godzin po publikacji artykułu rzeczniczka Prawa i Sprawiedliwości Anita Czerwińska potwierdziła, że taki list wpłynął do biura Jarosława Kaczyńskiego. Jednak - jak zapewniła - nic dalej się z nim nie działo.
"List Marka Falenty opisany w dzisiejszej publikacji "Gazety Wyborczej" wpłynął do biura Prezesa PiS. Listowi nie nadano dalszego biegu. Nie było żadnych podstaw, by odnosić się do jego kuriozalnej treści" - napisała na Twitterze.
Falenta w ubiegłym tygodniu został sprowadzony z Hiszpanii do Polski, by odbyć karę więzienia za swój udział w tzw. aferze taśmowej (skazano go na dwa i pół roku pozbawienia wolności). Mężczyzna ukrywał się za granicą przez kilka miesięcy.
W tym tygodniu "Rzeczpospolita" opublikowała fragmenty wniosku o ułaskawienie, który biznesmen Marek Falenta skierował do prezydenta Andrzeja Dudy. Biznesmen twierdził w nim, że został "oszukany" przez Prawo i Sprawiedliwość, a działacze partii mieli obiecywać mu "wiele korzyści i łupów politycznych".
Falenta groził, że jeśli nie zostanie ułaskawiony, "ujawni zleceniodawców i wszystkie szczegóły".