Do sytuacji doszło w poniedziałek. Na pociąg relacji Gdynia Główna - Bielsko-Biała zostało powalone drzewo. Jak informuje portal Polsatnews.pl, po godz. 22 skład utknął 300 metrów od peronu w Pruszczu Gdańskim. Na zewnątrz szalała wtedy burza i nawałnica. W środku znajdowało się ok. 100 osób.
- Nagle pociąg tak jakby podskoczył. Były domysły, że może ktoś pod niego wpadł. Najgorsze było to, że przez dwie pierwsze godziny w ogóle nie było żadnej reakcji. Nikt nam nic nie powiedział - relacjonuje w rozmowie z Polsatnews.pl Katarzyna Maszka, wychowawczyni w jednej z gdańskich szkół, której uczniowie jechali tego dnia na wycieczkę. Jak dodaje, pasażerowie otrzymali od PKP wodę, kawę i batoniki.
W trakcie trwania zdarzenia została podjęta decyzja o skierowaniu na miejsce dwóch lokomotyw, z czego jedna miała poprowadzić skład dalej. Jak się okazało stan techniczny wagonów uniemożliwiał ich dalszą jazdę, wobec czego zgłoszono zapotrzebowanie na przygotowanie składu zastępczego, który podstawiono z Gdyni Postojowej.
- informuje w przesłanym do Gazeta.pl oświadczeniu rzeczniczka PKP Intercity Katarzyna Grzduk. Pasażerowie przeszli do nowego składu i odjechali po godz. 4 nad ranem, co oznacza, że opóźnienie wyniosło 6 godzin. Przez ten cały czas pasażerowie nie mogli wyjść na zewnątrz, choć znajdowali się blisko peronu.
Rzeczniczka PKP Intercity tłumaczy jednak, że pozostawienie pasażerów w pociągu było najbezpieczniejszym rozwiązaniem.
Trwająca burza i gwałtowny wiatr uniemożliwiały podstawienie zastępczej komunikacji autobusowej - w tej sytuacji przeprowadzenie pasażerów do drogi po śliskim tłuczniu, w pobliżu drzew, w nocy, w czasie tak intensywnych wyładowań atmosferycznych stwarzało zagrożenie dla ich życia i bezpieczeństwa. Zgodnie z zaleceniami w komunikacie z Rządowego Centrum Bezpieczeństwa należało zachować szczególne warunki ostrożności, łącznie z niewychodzeniem na zewnątrz.
- przekonuje Katarzyna Grzduk.