O tym, że we wraku niemieckiego wycieczkowca Wilhelm Gustloff znaleziono zwłoki, informowaliśmy wczoraj. Szczątki mężczyzny znaleźli członkowie grupy Baltictech, którzy wykonywali dokumentację stanu zatopionego statku. Informacje o znalezieniu ciała przekazali m.in policji i prokuraturze. Ta druga wszczęła śledztwo w sprawie nieumyślnego spowodowania śmierci.
Wszystko wskazuje na to, że ciało znalezione we wraku statku Wilhelm Gustloff, to zwłoki 44-letniego Roberta Szlechta, który zaginął w lipcu 2012 roku. Siedem lat temu wraz z grupą znajomych nurkował w Bałtyku niedaleko Łeby. Mężczyzna zaginął, a osoby, które z nim nurkowały, wezwały pomoc. Policja dołączyła do akcji poszukiwawczej z opóźnieniem, bo o całej sytuacji dowiedziała się z przekazów medialnych. 44-latka nie udało się odnaleźć.
Po zaginięciu Roberta Szlechta policja przesłuchała jego kolegów, zarekwirowała ich komputery, jednak śledztwo umorzono. Jak pisze RMF FM, rodzina zaginionego 44-latka walczyła o to, aby sprawę wyjaśnić do końca. Nie rozumiała, dlaczego nurkowie, którzy towarzyszyli zaginionemu, utrzymywali, że mieli zejść na wrak statku Terry, podczas gdy 44-latek mówił swoim bliskim, że będzie nurkował w okolicach wraku Wilhelm Gustloff. Rodzina Roberta Szlechta podejrzewała, że jego koledzy coś mu zrobili lub boją się kary za nurkowanie w miejscu, w którym jest to zabronione (wrak statku Wilhelm Gustloff został uznany za mogiłę wojenną, a za nurkowanie w jego pobliżu można otrzymać mandat w wysokości kilkudziesięciu tysięcy złotych).
Szwagierka Roberta Szlechty Joanna Rewers mówiła w rozmowie z Onet.pl, że zeznania kolegów zaginionego nurka były niespójne.
- Zachowanie kolegów Roberta było dziwne. Następnego dnia po zaginięciu odbyli kolejne nurkowanie, zgodnie z wcześniejszym planem, jak gdyby nic się nie stało. Kto tak postępuje? (...) A potem wrócili do Poznania jego samochodem, nowym mondeo. Postawili go na swoim podwórku. Zadzwoniłam do nich i powiedziałam, że mają go natychmiast oddać. Zrobili to. Potem, podczas rozmowy, najmłodszy z nich trząsł się i płakał z nerwów. Wtedy wiedziałam, że stało się coś złego - mówiła krewna zaginionego 44-latka.
Wciąż nie jest pewne, czy szczątki znalezione we wraku statku Wilhelm Gustloff to ciało Roberta Szlechta. Prokuratura chce wydobyć zwłoki na ląd i przeprowadzić porównawcze badania DNA. Jeżeli potwierdzą one tożsamość denata, umorzone siedem lat temu śledztwo może zostać wznowione. Niewykluczone, że koledzy zaginionego 44-latka zostaną oskarżeni o nieudzielenie mu pomocy lub nawet o nieumyślne spowodowanie śmierci.
MS Wilhelm Gustloff był niemieckim statkiem pasażerskim, należącym do floty organizacji nazistowskiej Kraft durch Freude. Nosił imię zamordowanego w 1936 członka NSDAP, Wilhelma Gustloffa. Zatonął w styczniu 1945 roku w największej katastrofie morskiej w historii. Zginęło w niej 6600 osób. W 1994 roku Polska uznała wrak MS Wilhelm Gustloff za mogiłę wojenną. W związku z tym zakazane jest nurkowanie na wrak i w promieniu 500 m od niego, ale mimo to zdarzają się przypadki łamania tego przepisu.