Do tragicznego wypadku na skrzyżowaniu ulic Hetmańskiej i Dmowskiego w Poznaniu doszło w ubiegłym tygodniu. W środę wieczorem 8-letni chłopiec wpadł pod tramwaj. Mimo trwającej 40 minut reanimacji nie dało się go uratować. Teraz okazuje się, że 27-letnia motornicza miała prawo przejechać przez przejście.
- Na tym skrzyżowaniu nie ma typowej sygnalizacji świetlnej, a jest sygnalizator dla tramwajów. Udało nam się ustalić, że tramwaj miał sygnał "droga wolna". Potwierdziliśmy też, że chłopiec przebiegał przez przejście dla pieszych - mówi TVN24 Michał Smętkowski, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Poznaniu. Śledczy ustalają też, czy sygnalizacja działała prawidłowo.
Jak zwracają uwagę mieszkańcy Poznania, było to miejsce szczególnie niebezpieczne dla pieszych. Ludzie mówią, że strach tamtędy przechodzić. Dotychczas obowiązywał w tym miejscu "priorytet dla komunikacji zbiorowej". Oznacza to, że sygnalizacja "pozwalała" na przejazd tramwajowi, gdy ten podjedzie do przejścia. Brzmi prosto, ale z punktu widzenia pieszego tak nie było. Dlaczego?
Wiceprzewodniczący rady osiedla św. Łazarz, Jakub Skurzyński, zna to miejsce doskonale. Jak wyjaśnia w rozmowie z Gazeta.pl, w tym feralnym miejscu nie dało się "na raz" pokonać całej drogi, trzeba było przechodzić ją w 3 odcinkach, bo działały 3 sygnalizatory. W praktyce wyglądało to tak, że pieszy, mając zielone światło, przechodził przez jezdnię, a następnie mógł zostać zatrzymany przez kolejny sygnalizator, na wąziutkiej wysepce przed torowiskiem.
Nawet jeżeli pierwsze i trzecie światła były zielone, to środkowe mogło zmienić się na czerwone, jeżeli akurat jechał tramwaj. Priorytety dla komunikacji zbiorowej są ważne, ale nie kosztem pieszych i ich bezpieczeństwa - zastrzegał w rozmowie z Gazeta.pl Skurzyński.
Po tragicznym zdarzeniu Zarząd Dróg Miejskich w Poznaniu zmienił zasady panujące na przejściu, tymczasowo, do czasu "wypracowania optymalnego rozwiązania". Póki co piesi będą więc mieli "zieloną falę" - przejdą za jednym razem na zielonym świetle zarówno jezdnię, jak i torowisko, a więc nie utkną na wysepce między torami.
Sęk w tym, że o zmiany w tym miejscu mieszkańcy i poznańscy działacze apelowali już od dawna - podaje portal e-poznan.pl. - Jakieś dwa lata temu na skrzyżowaniu ulic Hetmańskiej i Dmowskiego doszło do poważnego wypadku z udziałem samochodu i tramwaju. Ucierpiały w nim kobieta prowadząca auto oraz jej dziecko. Ta dziewczynka jest z klasy mojego syna. Postanowiłam wtedy, że trzeba coś zrobić z bezpieczeństwem w tym miejscu - opowiada portalowi Sylwia Czapla, matka ucznia Szkoły Podstawowej nr 77.
Rozmówczyni portalu wysłała w tej sprawie nawet pismo do ZDM. Jak mówi, chodziło m.in. o "wydłużenie cyklu świateł, montaż fotoradaru", ale przede wszystkim rodzicom zależało na montażu barierek przy torowisku. - Tramwaje w tym miejscu poruszają się ze stosunkowo dużą prędkością. A dzieci chodzące do szkoły znajdującej się obok często nie dają rady przejść przez całą ulicę i torowisko na jednym zielonym świetle. Czekają więc na kolejne zielone stojąc bardzo blisko przejeżdżających tramwajów. Podmuch takiego tramwaju jest niekomfortowy dla osoby dorosłej, a co dopiero dla dziecka - opowiedziała.
Jak wynika z aktywistów miejskich, prowadzących fanpage Pieszy Miejski Poznań wysepka ma niespełna 1,5 metra szerokości.
W tym miejscu niebezpieczne są przede wszystkim zbyt wąskie azyle dla pieszych pomiędzy poszczególnymi częściami jezdni, zły stan techniczny przejścia i zbyt krótkie zielone światło dla pieszych - mówi nam wiceprzewodniczący Rady Osiedla św. Łazarz.
Urzędnicy z ZDM tłumaczą, że wysepka jest zbyt wąska, by można było zamontować tam barierki spowalniające pieszych, jak proponowali mieszkańcy.