Mieszkańcy gminy Deszczno (woj. lubuskie) od lat skarżyli się na krowy, które błąkały się po okolicy, stwarzając zagrożenie na drogach i niszcząc pola uprawne rolników. Stado, liczące 185 sztuk bydła, w tym wiele cielaków, nie zostało zarejestrowane, nie było pod opieką weterynarza, a także nieznany był status zdrowotny krów. Właściciela nie udało się nakłonić do opieki nad zwierzętami. Aleksandra Chmielińska-Ciepły w rozmowie z portalem Onet.pl tłumaczyła, że taka sytuacja mogła doprowadzić do nałożenia embarga na krowie mięso z tego regionu na cały powiat.
W związku z tym wojewódzki lekarz weterynarii zdecydował o konieczności wybicia stada. Decyzję tę podtrzymał również sąd w Gorzowie Wielkopolskim. Udało się również pozyskać na ten cel 350 tys. złotych z Ministerstwa Rolnictwa. Wydawało się, że los 185 krów jest przesądzony, jednak sprawą zainteresowały się organizacje działające na rzecz zwierząt. Jak się okazuje, jest szansa na znalezienie im nowego domu.
"W przeciągu dwóch dni, organizacjom działającym na rzecz zwierząt udało się znaleźć miejsce dla całego stada, 185 krów z gminy Deszczno w pobliżu Gorzowa Wielkopolskiego" - czytamy w informacji prasowej, którą stowarzyszenie "Arka dla zwierząt" opublikowało na Facebooku.
W tym czasie przyszło ponad 100 zgłoszeń, oferujących krowom nowy dom i opiekę. Zostały one zweryfikowane - łącznie można byłoby zapewnić ratunek prawie 500 krowom. Dwa zgłoszenia pozwalają na przekazanie stada w całości. "Są to miejsca, do których krowy mogą zostać przekazane zgodnie z wymaganiami dla tego stada, czyli że nie można tych krów rozmnażać, jak również, że nie trafi ono do spożycia" - zapewnia organizacja.
Teraz wszystko zależy od Głównego Lekarza Weterynarii. "Polskie Towarzystwo Etyczne zabiega o spotkanie z [nim], aby zmienić decyzję o zabiciu krów i umożliwić przekazanie ich w miejsce, gdzie będą miały zapewnione dobre warunki życia" - czytamy.
Dzięki działalności Greenpeace możesz wspierać rozwój ekologicznego rolnictwa. Wpłać datek >>