Muzeum Narodowe najpierw usunęło, a po narastających głosach oburzenia przywróciło na ekspozycję prace Natalii LL i Katarzyny Kozyry. Nowy, powołany przez ministra kultury Piotra Glińskiego dyrektor Jerzy Miziołek najpierw tłumaczył się oburzeniem rodziców i tym, że nie chce pokazywać "tematyki z zakresu gender". Wiele osób oburzyło "cenzurowanie" sztuki w muzeum. Na znak protestu ludzie wrzucali zdjęci z bananem - nawiązując do jednej z usuniętych prac, "Sztuki konsumpcyjnej" Natalii LL. Jednak niedługo zniknie cała galeria, którą ma zastąpić wystawa malarstwa polskiego XX wieku.
Dyrektor Miziołek najpierw mówił, że galeria "wyczerpała swoją funkcję" i zapowiedział "wygaszanie" galerii. W obecnej formie zostanie zamknięta 6 maja. Z kolei w poniedziałek z komunikacie Miziołek tłumaczył, że muzeum ma bardzo bogate zbiory, i by lepiej je pokazać, dzieła współczesne będą wymieniane co pół roku. O komentarz do sprawy poprosiliśmy artystę Andrzeja Pągowskiego, jednego z najbardziej uznanych polskich grafików i plakacistów. - Chciałbym zaznaczyć, że nie interesuje mnie kontekst polityczny tej sprawy. Widzę, że ta sytuacja jest przerabiana na polityczną, że "artyści chcą usunąć rząd". Nie. Ja protestuję przeciwko cenzurowaniu sztuki - powiedział w rozmowie z Gazeta.pl
- Nieważne, czy te prace są kontrowersyjne, czy nie. Czy sztuka kogoś obraża, czy nie obraża. Jeśli jest dzieło sztuki, jest ono uznane i skatalogowane, to nikt nigdy nie powinien tego dzieła cenzurować, chować i usuwać. Nie ma do tego prawa.Tylko historia ma prawo do oceniania sztuki, dzieł i artystów, ale nie urzędnicy - stwierdził.
- Mój protest jest skierowany głównie przeciwko urzędniczemu traktowaniu sztuki i zawłaszczaniu sobie prawa do decyzji o tym, co pokazujemy, a czego nie pokazujemy. Nie powinien się dziwić ani minister, ani dyrektor, że sytuacja wygląda tak, jak wygląda. Środowiska kultury zawsze będą reagowały bardzo mocno na wszelakie ograniczenia
- powiedział. Artysta zwrócił uwagę, że muzeum jest finansowane z pieniędzy podatników, a rządzący są wybrani przez obywateli "tylko i wyłącznie na pewien okres" do zarządzania tymi pieniędzmi. - Nie godzę się na to, żeby z moich podatków niszczono sztukę i zamykano galerie - powiedział.
- Wychowałem się i największe sukcesy odnosiłem w czasach cenzury. Znam przykłady, jak to wyglądało z cenzurą i zawsze się to źle kończyło - powiedział. Także już po przemianie ustrojowej artyście zdarzały się przypadki krytyki i prób cenzurowania jego prac, m.in. plakatu do sztuki "Boski spór" w teatrze Jaracza w Olsztynie, czy ostatnio plakatu filmu "Kler".
- Sztuka i kultura zawsze kojarzyły się z wolnością. W czasach komuny walczyliśmy z tym, żeby ominąć, oszukać cenzurę. Przekazać ludziom sygnał, że możemy tak, a nie inaczej się wypowiadać. Dziś cenzura jest większa i bardziej agresywna,bo jest w nas. W latach komuny funkcjonowała cenzura jako instytucja i my mniej więcej wiedzieliśmy, co puści, a czego nie puści. Znaliśmy przeciwnika. Dziś go nie znamy. Skoro prace tych uznanych artystek od dawna są w kolekcji, to kto mógł się spodziewać, że nagle Muzeum Narodowe powie: dziękujemy bardzo, ale te artystki wykluczamy?
- mówił artysta. - Jeżeli dziś, niby w dobie wolności, dobie braku cenzury, robimy takie rzeczy, to apeluję, żeby pan minister kultury usunął pomnik z ulicy Mysiej, ponieważ jest to nieprawda, że cenzura się skończyła. Po co stawiamy pomniki i mówimy: tutaj na Mysiej była instytucja cenzury, teraz jej nie ma i stawiamy pomnik, skoro robimy tego typu rzeczy - powiedział Pągowski. Na placu obok Mysiej znajduje się Memoriał Wolnego Słowa, który upamiętnia walczące z cenzurą podziemie wydawnicze w PRL.
Pągowski ocenił, że akcje robienia sobie zdjęć z bananami i zapowiadane na poniedziałkowy wieczór masowe jedzenie bananów przez gmachem muzeum mają charakter happeningu, a nie manifestacji politycznej. - Traktuję to jako pewnego rodzaju happening, który jest protestem przeciwko cenzurze - powiedział. - Ja na pewno nie robię tego na zasadzie walki politycznej, wezwania na barykady, tylko protestu przeciwko cenzurowaniu kultury i sztuki - dodał.
- Często było tak, że przez śmiech walczyło się z cenzurą. Ile razy kabaret w czasach komuny ośmieszał rządzących. Dziś ta gigantyczna wolność mediów społecznościowych pokazała, że jesteśmy społeczeństwem, które jest w stanie z przymrużeniem oka powiedzieć: nie zgadzamy się na tego typu działania ...i to jest moc
- powiedział Pągowski.
Artysta porównał sytuację do tej w Muzeum II wojny światowej, gdzie ministerstwo kultury - niezadowolone z kształtu wystawy - doprowadziło do zmiany dyrekcji. - Dzisiejszej władzy jest nie na rękę wszystko, co nie jest po jej myśli. Nie ma skrupułów, żeby zamykać, niszczyć usuwać. Nawet, gdyby się okazało, że z jakiegoś powodu nie można zlikwidować galerii XX i XXI wieku w Muzeum Narodowym, to nie ma żadnego problemu, żeby Sejm w ciągu jednej nocy uchwalił ustawę, która pozwala zamykać galerie np. wojewodom - ocenił.
- Sytuacja jest o tyle zabawna - o ile można mówić o zabawności - że są to bardzo stare prace. Są od dawna bardzo znane, ale znane, moim zdaniem, raczej wśród małej grupy ludzi. Natomiast dzięki tej sprawie stały się chyba najbardziej popularnymi popkulturowo i masowo dziełami - powiedział i dodał, ze chodzi szczególnie o prace Natalii LL z cyklu "Sztuka konsumpcyjna".