Lekarze odpowiadają na wywiad Gazeta.pl o SOR-ach. "Uwielbiam tę pracę. Adrenalina, poczucie misji"

"Notorycznie zdarza się, że ten sam lekarz podczas jednego dyżuru prosi mnie o konsultację na oddziale i na SOR, co oznacza, że dyżuruje jednocześnie w dwóch miejscach. To zagraża życiu pacjentów" - pisze lekarka w liście do Gazeta.pl. Zbieramy reakcje na wywiad Łukasza Rogojsza o pracy na SOR-ach.
Zobacz wideo

5 kwietnia opublikowaliśmy w Gazeta.pl wywiad Łukasza Rogojsza z lekarzem rezydentem Bartoszem Fiałkiem, zatytułowany Przeżyć SOR. "Jadę na cienkiej granicy między życiem i śmiercią części z tych ludzi".

Bartosz Fiałek przyznał w wywiadzie, że "generalnie SOR-y mają dziś w Polsce bardzo złą opinię".

Mało kto chce tam pracować. Niektórzy, jak np. medycy ratunkowi czy lekarze, mają zapisany obowiązek dyżurowania w SOR w programie szkolenia, więc po prostu muszą tam być. Jeśli lekarz nie musi pracować na SOR-ze, to unika SOR-u jak ognia

- stwierdził rozmówca Gazeta.pl.

- Chyba nie znam lekarza, który chciałby pracować na SOR-ze. Tym bardziej teraz, bo rozpoczęło się polowanie na czarownice i te czarownice są głównie na SOR-ze. Ciężko pracuje się w momencie, kiedy jest się na świeczniku i wszyscy patrzą ci na ręce, czekając, aż popełnisz błąd i będzie można to wykorzystać - dodał.

"Adrenalina i poczucie misji"

Po publikacji odezwali się do nas inni lekarze z wieloletnim doświadczeniem pracy na SOR-ach.

"Choć zabrzmi to egzaltowanie, uwielbiam tę pracę. Ludzie, z którymi mam zaszczyt pracować, też, choć pewnie niełatwo będzie im się do tego przyznać. Coś w tym po prostu jest. Adrenalina, poczucie misji, "team spirit"? Pewnie wszystko po trochu. To nie jest miejsce dla każdego, fakt" - napisał chirurg z ponad 30-letnim stażem pracy, dyżurujący na SOR-ach w szpitalach w dużym mieście wojewódzkim.

Lekarze w SOR nie pracują pod przymusem. Aby pracować w SOR, trzeba mieć odpowiednie kwalifikacje, wymaga tego (i sprawdza) NFZ. (...) Dyżury w większych szpitalach są wieloosobowe (2-5 lekarzy jednocześnie), dyżurują specjaliści z różnych dyscyplin, nie tylko medycyny ratunkowej. Młodzi lekarze w trakcie specjalizacji nie dyżurują samodzielnie! W mniejszych szpitalach szumną nazwę SOR noszą zwykłe izby przyjęć, niemające z SOR wiele wspólnego, poza funkcją "bramy do szpitala

- czytamy w liście lekarza.

Chirurg zwrócił również uwagę na problem wynagrodzeń ratowników medycznych i pielęgniarek.

"One są naprawdę fatalne, wręcz upokarzające, zmuszają do szukania i podejmowania pracy w wielu miejscach, z takim samym, czyli marnym, skutkiem finansowym. Dobrze, by wszyscy potencjalni pacjenci SOR wiedzieli, że większość czasu spędzą pod opieką właśnie ratowników i pielęgniarek" - dodał lekarz.

"Najtrudniejsza i najbardziej potrzebna praca"

Drugi z listów jest od lekarki, która udziela konsultacji lekarzom SOR-ów i kieruje pacjentów do szpitala specjalistycznego.

Notorycznie zdarza się, że ten sam lekarz podczas jednego dyżuru prosi mnie o konsultację w oddziale (zwykle internistycznym, chirurgicznym) i na SOR-ze, co oznacza, że dyżuruje on jednocześnie w dwóch oddziałach. Taką sytuację uważam za skrajnie niedopuszczalną i zagrażającą życiu pacjentów. Z drugiej strony rozumiem kolegów, którzy się na to godzą (chęć utrzymania zatrudnienia, skończenia specjalizacji, spłacenia kredytów).

- napisała lekarka w liście do Gazeta.pl.

Według lekarki na SOR-ach pracują m.in. "lekarze pasjonaci, poszukiwacze adrenaliny, których najbardziej pociąga ratowanie ludzkiego życia, a nie pisanie recept w gabinecie", a także ci, którym dyrekcja "zasugerowała" dyżury na SOR-ach oraz młodzi medycy w trakcie szkolenia specjalizacyjnego.

Lekarka opisała również inną kategorię - lekarzy, którzy "wielokrotnie pokazali się jako osoby z różnych względów niekompetentne".

Sytuacja kadrowa w SOR-ach nie pozwala na dobór personelu pod względem kwalifikacji (praca mało atrakcyjna z uwagi na warunki i wynagrodzenie), przyjmuje się kogokolwiek, kto ma pieczątkę i zechce zapełnić grafik. Czasem się z nich podśmiewamy, czasem się na nich złościmy.

- zauważyła lekarka.

Dodała, że praca lekarzy z SOR jest "najtrudniejszą, a jednocześnie najbardziej potrzebną w tym zawodzie".

"Pijacy i łobuzy absorbują SOR"

Kolejny z lekarzy pracuje w szpitalu, który posiada Szpitalny Oddział Ratunkowy i kilkanaście oddziałów.

"Kłopoty z dopinaniem dyżurów są na wielu oddziałach. I pieniądze niekoniecznie są tu najważniejsze. Często przeważa chęć odpoczynku, bezpieczniejsza praca, życie rodzinne itp." - stwierdził lekarz.

Dodał, że dochodzi m.in. do coraz większego "odpływu lekarzy do prywatnej działalności bez umów z NFZ - z uwagi na stale rosnącą biurokrację, ale też na lepszą sytuację finansową społeczeństwa, gotowego ponosić koszty ochrony swojego zdrowia".

Ostatnie dyżury nasuwają mi pogląd, że cały system nocnych dyżurów jest ustawiony na pijaków i łobuzów, którzy pod pretekstem choroby w upojeniu alkoholowym w godzinach nocnych absorbują cały personel SOR, otrzymując wszystkie świadczenia od ręki, na które płacący składki obywatel dzielnie czeka miesiącami.

- podsumował lekarz.

Czekamy na Państwa listy pod adresem mailowym autora wywiadu, Łukasza Rogojsza.

Zobacz wideo
Więcej o: