Według danych Urzędu Transportu Kolejowego, w 2018 roku na przejazdach kolejowych doszło do 230 wypadków na przejazdach kolejowo-drogowych - podaje portal rynek-kolejowy.pl. Cztery z nich były poważne - jedno zderzenie z ciężarówką, dwa z samochodami osobowymi i jedno potrącenie rowerzystki. To o jedno tego typu zdarzenie więcej niż w roku 2017.
Ostatnio karetka pogotowia ratunkowego utknęła między rogatkami w Puszczykowie (woj. wielkopolskie). Z relacji świadków wynikało, że pojazd uprzywilejowany, jadący bez sygnalizacji, wjechał na przejazd lewą stroną, ponieważ ta opuszcza się kilka sekund później. Nie zdążył jednak wyjechać przed zamknięciem. Kierowca próbował ustawić auto wzdłuż torów. Nieskutecznie - rozpędzony pociąg uderzył w samochód. Zginęło dwóch pracowników pogotowia, trzeci został przetransportowany do szpitala.
Dzień później na tym samym przejeździe utknął kolejny samochód, który nie zastosował się do sygnalizacji. Ponieważ jednak był w bezpiecznej odległości od pociągu, nikomu - na szczęście - nic się nie stało.
Sytuacje na drodze są różne. Może się zdarzyć, że utknięcie na przejeździe kolejowo-drogowym spowodowane jest awarią samochodu. Najczęściej jednak to wynik bezmyślności kierowców. - Większość wypadków drogowych ma swoją przyczynę w nietrafnej ocenie sytuacji. Nasze bezpieczeństwo w ruchu drogowym polega na tym, że oceniamy sytuację, podejmujemy właściwą decyzję i sprawnie tę decyzję wykonujemy. Wjazd na przejazd w momencie, kiedy sygnalizacja wskazuje, że zbliża się pociąg lub opuszczają się zapory, jest bezmyślnością. Trzeba mieć umiejętności krytycznego, pokornego podejścia do swoich umiejętności i sprawności. A tego niestety sporej grupie kierowców brakuje - uważa dr Andrzej Markowski, psycholog transportu.
Jeżeli jednak już zbytnio zaufamy swoim umiejętnościom, rozwiązanie jest bardzo proste. Wystarczy wyłamać szlaban. - Każda rogatka skonstruowana jest w taki sposób, że ma jedno słabe miejsce, tzw. bezpiecznik drąga. Nawet przy niedużym nacisku na to miejsce, rogatka powinna się w tym miejscu złamać, spaść i umożliwić zjechanie z przejazdu - tłumaczy Karol Jakubowski z Zespołu Prasowego PKP PLK.
Co więcej, przejazdy, które obsługiwane są automatycznie, wyposażone są w specjalne urządzenia, które informują dyżurnych ruchów, że coś niepokojącego dzieje się na przejeździe w danym momencie. Dzieje się tak, gdy np. rogatka zostaje wyłamana lub nawet poruszona. - Dyżurny ruchu widzi w nastawni, że coś się dzieje i wprowadza procedury bezpieczeństwa. W takich sytuacjach pociągi zwalniają do 20 km/h, a na miejsce wysyłane są służby - wyjaśnia Karol Jakubowski i podaje przykład. Trzy lata temu dwudziestoletni rowerzysta przejechał przez przejazd pomimo opuszczonego szlabanu. Kiedy zszedł z roweru i przechodził pod rogatką, zaczepił ją plecakiem. Pociąg pendolino musiał zwolnić do 20 km/h. Nagranie z tej sytuacji opublikowała Komenda Wojewódzka Policji w Olsztynie.
A co jeżeli nie możemy odpalić samochodu? - Kierowca przede wszystkim powinien myśleć o bezpieczeństwie swoim i pasażerów. Jeżeli więc dojdzie do sytuacji, że samochód z jakiegoś powodu zostanie na torach, zarówno kierowca, jak i pasażerowie powinni jak najszybciej wysiąść z samochodu i oddalić się na bezpieczną odległość - mówi Karol Jakubowski.
Taka osoba, jak również świadkowie zdarzenia, którzy widzą sytuację zagrażającą bezpieczeństwu i życiu ludzi powinni zrobić jeszcze jedną rzecz. Zadzwonić pod numer 112. - Na każdym przejeździe kolejowym, którym zarządza PKP PLK (14 tys. przejazdów kolejowych w Polsce - przyp. red.) na krzyżach św. Andrzeja lub na napędach rogatkowych, od wewnątrz przejazdu kolejowo-drogowego, znajdują się tzw. żółte naklejki PLK. Kierowca ma do dyspozycji na naklejce cztery numery: numer identyfikacyjny danego przejazdu kolejowo-drogowego, numer 112 oraz dwa numery do służb kolejowych. Osoba, która widzi, że może dojść do wypadku lub że już do niego doszło, powinna zadzwonić na numer 112 i podać numer identyfikacyjny przejazdu kolejowego. W ten sposób daje operatorowi informację, w którym miejscu dokładnie się znajduje. Operator numeru 112 przekaże tę informację do dyżurnego ruchu, który może np. wstrzymać ruch kolejowy na danej linii kolejowej - opowiada pracownik Zespołu Prasowego PKP PLK.
Jak podkreśla, podobnie należy się zachować, kiedy widzimy jakąkolwiek awarię na przejeździe kolejowo-drogowym: od przepalonej żarówki po właśnie wyłamaną rogatkę. W takim wypadku wybieramy numer do służb technicznych PKP PLK, który znajduje się na żółtej nalepce. Dzięki temu odpowiednie służby mają szansę szybko zareagować i - być może - zapobiec kolejnemu nieszczęściu.
Na wielu przejazdach znajdują się tzw. żółte naklejki PLK, na których podane są numery, na które należy dzwonić w razie zagrożenia oraz numer identyfikacyjny przejazdu. Fot. Materiały PKP PLK
Zarówno staranowanie rogatki, jak i pozostawienie samochodu na torach, będzie się oczywiście wiązało z odpowiedzialnością. - Konsekwencje są, bo kierowca nie może wjeżdżać na przejazd kolejowy, kiedy zbliża się pociąg - mówi Karol Jakubowski. Nie ma to jednak znaczenia, jeśli chodzi o ludzkie życie. Zwłaszcza, że większość, a prawdopodobnie całość szkody pokryje ubezpieczenie OC.
Potwierdza to rzecznik prasowy Polskiej Izby Ubezpieczeń, Marcin Tarczyński. - Jeżeli z naszej winy dojdzie do wypadku na przejeździe kolejowym, to straty z tym związane są pokrywane z naszego ubezpieczenia OC. Dotyczy to zarówno szlabanu, jak i wszystkich innych szkód łącznie ze zniszczeniem pociągu oraz z ewentualnymi obrażeniami jego pasażerów - mówi. Zaznacza, że obowiązkowe ubezpieczenie OC ma tzw. sumę gwarancyjną, czyli maksymalną kwotę, do której odpowiada ubezpieczyciel. Przy szkodach majątkowych to nieco ponad milion euro. Oczywiście, może się zdarzyć, że przy bardzo poważnym uszkodzeniu pociągu suma gwarancyjna będzie niewystarczająca. Ale nie ma takiej możliwości przy sforsowaniu szlabanu - jak mówi Karol Jakubowski, koszt naprawy rogatki to kilkaset złotych lub maksymalnie dwa tysiące złotych.
Wydaje się, że postępowanie w razie utknięcia między rogatkami jest oczywiste. Dlaczego więc co jakiś czas słyszymy o tak tragicznych wypadkach, jak ten w Puszczykowie? Tłumaczy to dr Andrzej Markowski. - W takiej sytuacji często nie dostrzegamy szerszego kontekstu. Człowiek tak naprawdę nie myśli o nadjeżdżającym pociągu. Dla niego inaczej biegnie czas, inaczej ocenia prędkość i pociągu, i swoich własnych reakcji. Postępuje coraz bardziej zaburzona ocena sytuacji. To jak kula śnieżna: jeden błąd pociąga za sobą następny i w pewnym momencie nie jesteśmy już w stanie racjonalnie myśleć i podejmować bezpiecznych decyzji - uważa psycholog transportu.
Jak dodaje, ta zaburzona ocena sytuacji odzwierciedla się też w próbie ratowania samochodu, zamiast własnego życia. - To charakterystyczne dla wszystkich wychodzących z biedy społeczeństw. W tym wypadku często próbujemy ratować to, co dla nas cenne, a samochód jest dla nas zwykle rzeczą niezwykle cenną. W takiej sytuacji człowiek po prostu zapomina o tym, co tak naprawdę się liczy. Jesteśmy w tym momencie i ratujemy to, wydaje się nam najważniejsze. A ponieważ wielokrotnie udawało nam się wyjść z różnych trudnych opresji obronną ręką, to zakładamy, że i tym razem będzie tak samo - tłumaczy dr Andrzej Markowski.
Nie każdy zdaje sobie sprawę z tego, z jaką prędkością pociąg jedzie i z jaką siłą uderza w samochód. - Pociąg nie zatrzyma się w miejscu. Samochód, który porusza się z prędkością 120 km/h po suchej nawierzchn, potrzebuje około 60 m, żeby wyhamować. Pociąg, który porusza się z tą samą prędkością, potrzebuje od 1000 do 1300 m, żeby się zatrzymać - mówi Karol Jakubowski.
Dlatego lepiej nie ryzykować, że zdążymy przejechać przed pociągiem i w ogóle nie wjeżdżać na przejazd, kiedy sygnalizacja wskazuje, że ten już nadjeżdża. A przed znakiem stopu - zatrzymać się. Jeśli jednak zdarzy się, że utkniemy pomiędzy rogatkami, jest tylko jedno dobre wyjście. Jak mówi Karol Jakubowski, trzeba się zapytać, jak cenne jest ludzkie życie. - Odpowiedź jest tylko jedna: życie ludzkie jest bezcenne - podsumowuje.