We wtorek po południu przez punkt kontroli straży granicznej na warszawskim lotnisku Chopina przechodził 39-letni ojciec z trójką dzieci. Podczas sprawdzania dokumentów okazało się, że wszystkie trzy dziewczynki widnieją w Systemie Informacyjnym Schengen jako zaginione. Ich dane umieściły władze Szwecji.
Jak pisze Polsatnews.pl, 39-latek to Denis Lisov obywatel Rosji, który od siedmiu lat mieszkał w Szwecji. Przyjechał tam ze swoją żoną i najstarszą córką Sofią (obecnie 12-letnią). Po wyjeździe na emigrację małżeństwu urodziły się jeszcze dwie córki - 6-letnia dziś Serafina i 4-letnia obecnie Alisa.
Kilka lat temu u żony Lisova zdiagnozowano chorobę: podejrzewano schizofrenię i wtedy rodziną zainteresowała się szwedzka opieka społeczna. Zdecydowano, że ojciec nie radzi sobie z opieką nad trzema córkami, więc dziewczynki zostały umieszczone w rodzinie zastępczej. Denisowi Lisovowi przyznano cotygodniowe, 6-godzinne widzenia z dziećmi. Mężczyzna nie mógł się z tym pogodzić, więc w tym tygodniu postanowił porwać córki. Chciał wywieźć je do rodzinnego kraju. Do Polski przypłynął promem, następnie z warszawskiego lotniska chciał dostać się do swojego kraju.
Wtedy do akcji wkroczyła straż graniczna Lotniska im. Chopina w Warszawie i cała czwórka została natychmiast przekazana policji z komisariatu na Okęciu. Jeszcze w środę stołeczna policja informowała o całym zdarzeniu na Twitterze.
Rzecznik Komendy Stołecznej Policji kom. Sylwester Marczak mówił w rozmowie z Gazeta.pl, że dzieci trafiły pod opiekę policji i spędziły noc w komisariacie. Na sali odpraw ustawiono łóżka, żeby ją do tego dostosować. Dziewczynkom cały czas towarzyszył ojciec. Jak podkreślał kom. Marczak, mężczyzna nie został zatrzymany przez policję.
Fakt ten mógł wydać się zastanawiający. Przypominamy, że zaledwie kilka tygodni wcześniej policja zatrzymała matkę i jej partnera, którzy uprowadzili dzieci kobiety z Finlandii. W tym przypadku było jednak inaczej, ponieważ Denis Lisov wystąpił o status uchodźcy. Gdy rodzina z Rosji trafiła pod opiekę policji, na miejscu od razu zjawił się nowy Rzecznik Praw Dziecka - Mikołaj Pawlak. Jak informuje PAP, dzięki pomocy prawnej RPD Pawlaka ojciec w nocy z wtorku na środę wystąpił do polskich władz o przyznanie jemu i jego córkom statusu uchodźcy. "Po wszczęciu tej procedury rosyjska rodzina nie mogła być już wydana Szwedom" - czytamy.
Na lotnisku w Warszawie zjawił się także rosyjski konsul, pracownicy socjalnie ze Szwecji oraz rodzina zastępcza, której szwedzki sąd przyznał opiekę nad dziećmi Denisa Lisova. Policja odmówiła jednak wydania dzieci. Rzecznik KSP kom. Sylwester Marczak tłumaczył wczoraj Gazeta.pl, że zgodnie z polskim prawem sprawą zajął się polski sąd.
To standardowa procedura. Zgodnie z polskim prawem o losie dzieci, które znajdują się w rejestrze zaginionych, musi zdecydować sąd
- mówił kom. Marczak.
Jeszcze w środę warszawski sąd rozpatrzył sprawę Denisa Lisova i jego córek. Z relacji Polsatnews.pl wynika, że sąd zdecydował, że dzieci mogą zostać z ojcem w Polsce. Sędzia rozpatrująca sprawę tłumaczyła, że sąd nie otrzymał dokumentu potwierdzającego ograniczenie praw ojcu, uwzględnił też "szeroko rozumiane dobro małoletnich".
Podczas rozprawy 39-letni Rosjanin mówił, że dzieciom, a zwłaszcza najstarszej córce, trudno było dostosować się do życia w rodzinie zastępczej, m.in. do panującego tam rygoru. ". PAP dodaje, że polscy obrońcy Denisa Lisova podkreślali również, że dziewczynki są wyznania chrześcijańskiego, a rodzina, do której trafiły - muzułmańskiego.
Ojciec dzieci został zobowiązany do nie wyjeżdżania za granicę do momentu rozpatrzenia wniosku o uchodźstwo zostanie rozpatrzony, przyznano mu również kuratora.
O komentarz w sprawie poprosiliśmy stronę szwedzką. Czekamy na odpowiedź od Ambasady Szwecji w Warszawie.