7 grzechów głównych - pod takim hasłem w trakcie Wielkiego Tygodnia publikujemy w Gazeta.pl 7 tekstów o zjawiskach, które często dotykają nas, Polaków. Opisujemy je z nieoczywistej strony, czasem luźno związanej z fundamentalnym grzechem. Liczymy, że w tym wyjątkowym czasie pobudzą nas do refleksji.
7 grzechów głównych Marta Kondrusik, Gazeta.pl
Za nagłe wybuchy gniewu za kierownicą odpowiada tzw. road rage - termin określający to zjawisko został wymyślony przez amerykańskich psychologów w latach 80. ubiegłego wieku, gdy na drogach stanowych 405 i 110 kłótnie kierowców skończyły się strzelaninami.
W Polsce badaniami tego zjawiska zajmuje się między innymi Instytut Transportu Samochodowego - z najnowszych danych wynika, że z agresją na polskich drogach styka się przynajmniej raz w tygodniu blisko 80 procent wszystkich kierowców. Jednocześnie tylko niewiele ponad 30 procent z nich przyznaje, że sami także agresywnie zachowują się za kółkiem. Wniosek? Własne błędy za kierownicą jest nam znacznie trudniej dostrzec niż cudze. Zdaniem badaczy to tzw. "luka świadomościowa”, która obserwowana jest też w badaniach przeprowadzanych wśród kierowców w innych krajach.
Jak przejawia się drogowa agresja? Badacze z ITS wskazują, że składają się na nią wymuszanie pierwszeństwa, zajeżdżanie drogi, oślepianie światłami, nagłe wyprzedzanie, jazda na tzw. zderzaku, nadużywanie klaksonu czy ruszanie z piskiem opon. Kierowcy spotykają się też z agresją słowną (krzykami, wyzwiskami:"ty baranie, ośle") i z obraźliwymi gestami (wygrażaniem pięściami, pokazywaniem środkowego palca), wreszcie - gdy dochodzi do eskalacji agresji - z rozbijaniem szyb, łamaniem samochodowych lusterek, wygrażaniem czy nawet pobiciami.
Choć road rage nie jest zjawiskiem nowym, to na jego wzrost - jak udowadniają badania NHTSA (amerykańskiego urzędu ds. bezpieczeństwa ruchu drogowego) - ma wpływ m.in. zwiększenie natężenia ruchu i liczby samochodów na drogach. Ze względu na popularność w Polsce samochodowych wideorejestratorów, nagrania ilustrujące wybuchy gniewu za kierownicą coraz częściej trafiają też do sieci. Nierzadko - w ramach działań prewencyjnych, np. podczas kampanii "Stop agresji drogowej"- udostępnia je także policja.
Lipiec 2018, Strumień pod Bielskiem-Białą. Kierowca iveko kłóci się z kierowcą opla na skrzyżowaniu - ku zdumieniu obserwujących wychodzi z samochodu i wybija szybę w oknie pojazdu, z całej siły uderzając w nią własną głową i ręką.
Maj 2018, centrum Wrocławia. Kierowca na środku ulicy wychodzi z samochodu i atakuje pieszego, który spowolnił jego jazdę. Bójka trwa kilka minut, jeden z mieszkańców wrzuca ją do sieci z podpisem "sceny jak z MMA".
Grudzień 2018, skrzyżowanie w Czechowicach-Dziedzicach. Kierowca białego bmw wybiega z samochodu i podbiega do stojącego przed nim w korku golfa. Po chwili z impetem uderza kierowcę, wraca do swojego pojazdu i szybko odjeżdża. Jak tłumaczył się policji? "Tamten jechał za wolno".
Kwiecień 2019, Radlin, ulica Matejki. 39-letni mężczyzna skończył z siedmioma ranami postrzałowymi, bo zwrócił uwagę piratowi drogowemu, który znacznie przekraczał prędkość.Trafił do szpitala, w chwili ataku był w samochodzie z 8-letnim synem.
Policyjne statystyki nie dają jednoznacznej odpowiedzi, ile wypadków zostało spowodowanych przez drogową agresję, bo nie jest łatwo sklasyfikować ją jako bezpośrednią przyczynę wypadku, ale specjaliści są zgodni, że wielu niebezpiecznych zdarzeń na drogach dałoby się uniknąć, gdyby nie gniew i porywcze reakcje kierowców.
Zawsze powtarzam, że za kierownicą odzywają się w ludziach najgorsze instynkty
- mówi w rozmowie z Gazeta.pl Wojciech Pasieczny, emerytowany policjant Komendy Stołecznej Policji z wydziału ruchu drogowego i obecny wiceprezes Fundacji Zapobiegania Wypadkom Drogowym.
Jak dodaje, agresji drogowej ulegają wszyscy, niezależnie od wieku czy pozycji zawodowej. - Jako biegły sądowy opiniowałem sprawę, w której dwóch elegancko ubranych panów, w tak zwanych białych kołnierzykach, jadących ewidentnie do pracy, bardzo dotkliwie się pobiło. Stali w porannym korku, jeden nie ustąpił drugiemu pierwszeństwa, po chwili stanęli na światłach. Ten pierwszy wysiadł, z całej siły uderzył ręką w szybę drugiego. Później oprzytomnieli i sami zadzwonili na policję - opisuje, podkreślając, że tego typu zachowania można mnożyć.
W Alejach Jerozolimskich byłem świadkiem, jak kierowca jadący buspasem usiłował się wcisnąć na środkowy pas. Ktoś nie chciał go wpuścić, ten pokazał mu środkowy palec. To wyzwoliło niesamowitą agresję, po chwili oba samochody się zatrzymały i rozpoczęła się regularna bójka, na oczach wielu osób
- mówi.
Jak dodaje, bywa, że wybuchy agresji są często wywoływane przez zbyt opieszałą jazdę lub spowolnione reakcje kierowców. - Jeden kierowca trochę za długo stał na światłach, a drugi - tak zwany nauczyciel [kierowca, który czuje potrzebę pokazania innym, jak się powinno prawidłowo jeździć] - chciał go pouczyć. Zajechał mu drogę, najpierw wywiązała się kłótnia, a potem bójka - opisuje Pasieczny.
Jak to się dzieje, że za kierownicą nawet pozornie spokojne osoby tak łatwo wpadają w gniew? Wytłumaczeń tego zjawiska jest kilka. Jak wyjaśnia dr hab. Marcin Zajenkowski z UW jednymi z nich są kumulujące się w nas stres i frustracja, które dają swój upust właśnie w stresowych sytuacjach, a tych na drogach - szczególnie w godzinach szczytu - nie brakuje.
Jeśli akurat w naszym życiu jest dużo stresu, jesteśmy zmęczeni i rośnie w nas frustracja, to łatwiej nam wpaść w gniew. Wówczas wystarczy iskierka, czyli tzw. trigger, żeby doszło do wybuchu. Wtedy następuje gwałtowna, automatyczna reakcja - nie zastanawiamy się nad konsekwencjami, tylko w dużym wzburzeniu przechodzimy do działania
- tłumaczy dr hab. Zajenkowski.
Jak dodaje, w gniewie mamy tendencję do postrzegania świata we wrogi sposób, a działania innych osób od razu interpretujemy jako celowe - tak, jakbyśmy z góry wiedzieli, że z premedytacją działają przeciwko nam. - Jako kierowcy myślimy na przykład: "ten specjalnie tak wolno jedzie" czy "tamten celowo zajechał mi drogę" - wskazuje Zajenkowski.
Z badań wynika, że do wybuchów gniewu dochodzi zwykle na zatłoczonych drogach dużych miast, a najwięcej emocji pojawia się wśród kierowców właśnie w godzinach szczytu, gdy ruch jest największy, a korki ciągną się kilometrami. Jaka może być tego przyczyna? Odpowiedź przynosi eksperyment amerykańskiego psychologa dr. Barry’ego Markella, który - by zgłębić mechanizm powstawania drogowego gniewu - postanowił zbadać grupę kilkunastu szczurów, które zamknął w małym pomieszczeniu. Stopniowo zwiększał liczbę zwierząt i obserwował ich reakcję - zwierzęta zachowywały się spokojnie do momentu, gdy zaczęło ich w pomieszczeniu przybywać.
- Szczury zwykle zachowują się normalnie, dopóki nie ma ich zbyt wiele w zamkniętej przestrzeni i nie zaczynają na siebie wpadać. Wtedy stają się agresywne. Stłoczenie powoduje agresję także w ludziach, a z każdym rokiem na drogi wyjeżdża coraz więcej samochodów - argumentuje Markell, cytowany przez Healh Scope.
- Jedna z definicji gniewu mówi, że to "reakcja na zablokowany cel" - dodaje dr hab. Zajenkowski, wyjaśniając, że jeśli stłoczeni kierowcy nie mogą szybko przemieścić się w wyznaczone miejsce - na przykład do pracy czy szkoły - pojawia się frustracja, która powoduje dalsze tornado emocji.
Jako kierowca denerwuję się, bo nie mogę osiągnąć mojego celu wtedy, kiedy bym tego chciał. Na przykład chcę dotrzeć z punktu A do punktu B, ale nie jest to możliwe, bo przeszkadza mi w tym gigantyczny korek. Frustracja rośnie, a w końcu dochodzi do wybuchu
- wyjaśnia psycholog.
Te ustalenia potwierdzają badania Instytutu Transportu Samochodowego. Wynika z nich, że w Polsce najbardziej narażone na porywy gniewu za kierownicą są osoby wystawione na długotrwały stres, a zwłaszcza kierowcy zawodowi, którzy codziennie pokonują setki kilometrów i często odczuwają dużą presję czasu związaną z koniecznością przewiezienia ładunków na konkretną godzinę. To oni są jedną z grup, która najczęściej dopuszcza się agresji na drogach.
To nie wszystkie przyczyny drogowego gniewu. Za kierownicą czujemy się też bardziej bezkarni i anonimowi. Dr hab. Zajenkowski wskazuje, że otoczeni metalową karoserią samochodu jesteśmy w pewien sposób odseparowani od świata - zachodzi mechanizm dehumanizacji, który sprawia że przestajemy postrzegać innych użytkowników drogi jako ludzi, a zaczynamy patrzeć na nich jak na bezosobowych przeciwników, którzy utrudniają nam pokonanie danej trasy.
Dużo łatwiej wyzłośliwiać nam się na innych, gdy nie widzimy tych osób twarzą w twarz, nie mamy z nimi kontaktu wzrokowego. Tak może być właśnie wtedy, gdy siedzimy w samochodzie. Tu działa mechanizm dehumanizacji podobny do tego, który występuje w internecie
- mówi Zajenkowski.
Opinię o tym, że "bufor" z metalowej blachy samochodu może sprawiać, że oceniamy swoje możliwości śmielej niż w innych sytuacjach, potwierdza asp. Wojciech Pasieczny.
Jeżeli samochód jest w jakiś sposób oznakowany - na przykład logotypem firmy - to jest lepiej, bo poczucie anonimowości spada. Ale jeśli kierowca jedzie zwykłym blaszakiem, to o agresywne zachowania nietrudno. Jedno to frustracja i stres, a czasami jest to też po prostu drogowe chamstwo. W Polsce wciąż mamy problem z kulturą i ze zwykłą ludzką życzliwością. Na drogach to bardzo dobrze widać
- kwituje Pasieczny.
7 grzechów głównych Marta Kondrusik/Gazeta.pl