We wsi Biery pod Bielskiem-Białą jest tylko jeden plac zabaw. Zdaje się, że ktoś postanowił zrobić okrutny żart lub chciał zrobić komuś krzywdę, bo na wszystkich znajdujący się tam urządzeniach policja odkryła substancję nieznanego pochodzenia.
Mieszkanka Bier wraz ze swoim 2-letnim synkiem udała się w sobotę na plac zabaw. Chłopiec bawił się na zjeżdżalni, a po pewnym czasie zaczął się uskarżać na ból ud i pośladków. Po wizycie u lekarza okazało się, że ciało chłopca jest poparzone żrącą substancją. Oparzenia oceniono na pierwszy i drugi stopień. Gdyby nie to, że dziecko miało na sobie grube ubranie, uszczerbek na zdrowiu byłby znacznie większy.
Sprawą natychmiast zajęła się policja. Zbadano zjeżdżalnię i odkryto na niej ślady płynnej substancji. Elwira Jurasz, rzeczniczka policji w Bielsku-Białej mówi w rozmowie z tvn24.pl, że to substancja pochodzenia kwasowego. Co więcej, znaleziono ją też na innych miejscach na placu zabaw - na huśtawkach, bujakach czy urządzeniach z plenerowej siłowni. Plac został zamknięty do odwołania.
Policja poszukuje teraz sprawców, którzy rozlali groźną substancję na placu zabaw w Bierach. W Bielsku-Białej toczy się śledztwo w sprawie narażenia dwuletniego dziecka na utratę zdrowia. Funkcjonariusze liczą na to, że znajdą się świadkowie.