"Do Rzeczy" opisuje, że w 2006 roku ksiądz Henryk Jankowski umawiał się z dziennikarzami i rozpowszechniał nieprawdziwe informacje, kierując podejrzenia na opozycjonistę Romualda Kukołowicza. Działania duchownego, jak opisuje "Do Rzeczy", miały mieć na celu odsunięcie podejrzeń od niego samego. Na spotkania z dziennikarzami mieli umawiać się też znajomi prałata.
W 2006 roku pojawiły się informacje, że w otoczeniu Solidarności i kościelnych hierarchów działał agent SB o pseudonimie "Delegat". W mediach rozpoczęły się spekulacje ws. tożsamości mężczyzny.
Romuald Kukołowicz to były żołnierz AK, opozycjonista, ekonomista i socjolog, współpracownik kardynała Stefana Wyszyńskiego, doradca NSZZ "Solidarność", później członek zarządu mazowieckich struktur Solidarności, wiceminister pracy w rządzie Jana Olszewskiego. "Nigdy nie współpracował z SB" - podaje "Do Rzeczy".
"Jankowski mówił, że Kukołowicz był delegatem prymasa w Solidarności i że pewnie stąd taki pseudonim. Chciał puścić fałszywkę, rzucić podejrzenia na niewinnego człowieka. Świadomie i celowo odsuwał od siebie podejrzenia, wprowadzał mnie w błąd" - mówi w rozmowie z "Do Rzeczy" dziennikarz, do którego zwrócił się wtedy ks. Jankowski.
Historycy IPN Grzegorz Majchrzak i Piotr Gontarczyk w 2009 roku dotarli do materiałów SB z których wynikało, że ks. Jankowski był kontaktem operacyjnym SB o pseudonimie "Libella"/"Delegat" i przekazywał informacje służbom PRL.
Przypomnijmy, że wobec kapelana "Solidarności" padają oskarżenia o pedofilię i molestowanie seksualne - sprawę nagłośnił "Duży Format" w grudniu ubiegłego roku. "Do Rzeczy" twierdzi, powołując się na ekspertów, nie podając jednak ich nazwisk, że gdyby w materiałach SB była informacja "o pociągu ks. Jankowskiego do młodych chłopców", zachowania te zostałyby wykorzystane do werbunku.
Gdańscy radni w czwartek odebrali ks. Henrykowi Jankowskiemu honorowe obywatelstwo miasta. W piątek zdemontowano pomnik duchownego.