Wojsko kosztowało nas pół biliona złotych w ciągu 20 lat. I tak się sypie, a będzie jeszcze gorzej

Rozbijające się myśliwce MiG-29 to tylko wierzchołek góry lodowej. Całe polskie wojsko się sypie. Przez dwie dekady obecności w NATO wydaliśmy na nie pół biliona złotych, ciągle je modernizujemy, ale prawda jest taka, że przeciętne uzbrojenie jest dzisiaj starsze niż w 1999 roku. Wszystko wskazuje na to, że będzie jeszcze gorzej.

- Na przykład park samochodowy jest kompletnie zdegradowany. W jednostkach widać sceny dotychczas spotykane tylko na misjach. Kierowcy, dysponenci oraz Paxy (pasażerowie - red.) przed dłuższą trasą spotykają się w chwili skupienia w okręgu i życzą sobie szczęśliwego dotarcia do celu - mówi nam żołnierz z jednostki uznawanej za elitarną i dodaje: - Wkurw.... na dole jest olbrzymie, ale góra oficjalnie "rozumie i dostrzega problem, zalecając wstrzemięźliwość w ocenach". Nieoficjalnie jest natomiast "A chcesz dociągnąć do emerytury?"

- "Znam to na pamięć. Nikt nie przyzna oficjalnie, że coś jest nie tak, że ćwiczenie wykazało luki lub braki systemowe, że są niedociągnięcia, z których należałoby wyciągnąć wnioski. Potrafią to zrobić nieliczni dowódcy. Standardem jest meldunek: "Pomimo ograniczonych limitów środków bojowych i materiałowych cele szkoleniowe zostały osiągnięte” - mówi Gazeta.pl generał Adam Duda, były szef zajmującego się zakupami uzbrojenia Inspektoratu Uzbrojenia, a obecnie ekspert fundacji STRATPOINTS.

Efekt jest taki, że jeszcze za dziesięć lat polscy żołnierze będą jeździć transporterami, które Rosjanie już w latach 70. minionego wieku uznali za przestarzałe. Do wrogich samolotów będą próbowali strzelać rakietami, które miały chwilę chwały podczas wojny Yom Kippur w 1973 roku. Na morzu to właściwie nie będą mieli, co robić, bo Marynarka Wojenna idzie na dno i zostanie Marynarką Patrolowo/Brzegową. Powszechne jest uzbrojenie mające 40 a nawet 50 lat.

Zamiast modernizacji są ogólniki

Taki czarny obraz jest mocno odmienny od twierdzeń kolejnych polityków stojących u sterów MON. Oni fotografują się na tle sprzętu nowego, uśmiechają się podczas podpisywania kontraktów i nieustannie od lat zapewniają, że wojsko już, zaraz będzie nowoczesne, albo wręcz już takie jest. W mediach dominują dyskusje o tym, jaki to nowy sprzęt zostanie kupiony albo został kupiony. MON chwali się wydaniem stu procent budżetu.

Pojazdy na podwoziu Rosomak (widoczne po prawej) od ponad dekady robią za tło kolejnym ministrom obrony. Od kilkunastu lat to nadal jedne z kilku nowoczesnych pojazdów bojowych, które udało się wprowadzić do uzbrojeniaPojazdy na podwoziu Rosomak (widoczne po prawej) od ponad dekady robią za tło kolejnym ministrom obrony. Od kilkunastu lat to nadal jedne z kilku nowoczesnych pojazdów bojowych, które udało się wprowadzić do uzbrojenia Fot. MON

- "Wydanie wszystkich środków finansowych nie jest sukcesem samym w sobie. Ważniejsze jest, jaki cel osiągnęliśmy w ten sposób, o ile zwiększyły się nasze zdolności, np. rażenia. Problem w tym, że nie jest to oceniane, bo nie lubimy sobie stawiać długofalowych celów, z których zrealizowania potem można kogoś rozliczyć. Wolimy stwarzać takie niemierzalne, które potem łatwo przekuć w hasła polityczne. Na przykład: "modernizujemy armię". Tylko co to znaczy?" - pyta generał Duda.

- "To nie jest atak polityczny na tę czy inną partię. Pieniądze i problemy są podobne niezależnie od tego, jaki jest akurat rząd. Tylko nam jako krajowi brakuje konsekwencji. Nasze cele powinny być niezależne od tego, jaka akurat ekipa rządzi. A nie są. Bez konsensusu politycznego co do głównych kierunków rozwoju Sił Zbrojnych nie będzie postępu. Potrzebna jest ciągłość strategiczna" - dodaje były wojskowy.

MON co i rusz zmienia swoje zdanie o tym, co jest "priorytetem". Po serii katastrof myśliwców MiG-29 nagle uznano za takowy zakup ich następców, choć jeszcze na początku roku MON oficjalnie zapewniał, że te poradzieckie maszyny są bezpieczne, a obawiający się o swoje zdrowie i życie piloci przesadzają. Wówczas priorytetem były systemy przeciwlotnicze.

Tak naprawdę sprzęt jest coraz starszy

Teoretycznie jest realizowana cała litania programów zbrojeniowych, choć faktycznie większość z nich pełznie, a nie prze do przodu. Te, które są realizowane, często są mocno okrajane. Choćby głośny ostatnio zakup czterech śmigłowców S-70i (jeszcze trzy lata temu miało być 50 maszyn) lub 18 wyrzutni HIMARS (rok temu miało ich być 56). Zakup systemów przeciwlotniczych Patriot trzeba było podzielić na dwie fazy, ponieważ przytłaczał finansowo i organizacyjne MON, a i tak nie jest pewne, czy druga faza dojdzie do skutku, a jeśli tak, to w jakiej formie.

W efekcie nowoczesność w wojsku to fasada i to bardzo cienka. Pomimo tego, że w latach 2000-2019 wydamy na nie niebagatelną kwotę około 520 miliardów złotych. Modernizacja jest jednak tak powolna, że od 1999 roku średnia wieku sprzętu w niemal wszystkich głównych kategoriach wzrosła. Ogólnie rzecz biorąc, polskie wojsko nie młodnieje, ale ciągle się starzeje.

Większość ciężkiego sprzętu jest dzisiaj starsza niż 20 lat temuWiększość ciężkiego sprzętu jest dzisiaj starsza niż 20 lat temu Dane: Tomasz Dmitruk. Opracowanie: gazeta.pl

Obecnie za nowoczesne w głównych kategoriach można uznać tylko 15 procent sprzętu. 67 procent jest zupełnie przestarzałe. Choć i tak z braku szans na szybką wymianę trzeba go utrzymywać "przy życiu", czasem wbrew logice i rachunkowi ekonomicznemu. Zdobycie odpowiednich części zamiennych jest trudne, a koszta napraw często przekraczają zyski.

- MON próbuje reanimować 15-20 letnie Honkery (samochody terenowe - red.) warte może 7-10 tysięcy złotych remontami za 70 tysięcy. Najlepsze w tym jest to, że nawet, jak odbieramy samochód z zakładu remontowego, który za takie pieniądze powinien być jak nowy, to często faktycznie nie nadaje się do jazdy - mówi nam anonimowo żołnierz. - Efekt jest taki, że nie zgłaszamy awarii i nie wpisujemy ich do dokumentów. Za własne pieniądze i swoimi środkami usprawnia się auta, albo rusza się nimi na poligon i po drodze zgłasza awarię. Wtedy jest szybka ścieżka naprawy. No ale to wraki, które jeżdżą po naszych drogach - dodaje.

Żeby sytuacja się poprawiła, trzeba by znacznie przyśpieszyć modernizację. Na to się jednak nie zanosi. Wręcz przeciwnie. Będzie jeszcze gorzej.

Nowoczesność to tylko cienka warstwa. Nie przez przypadek politycy fotografują się na tle sprzętu, który znajduje się na szczycie tabelkiNowoczesność to tylko cienka warstwa. Nie przez przypadek politycy fotografują się na tle sprzętu, który znajduje się na szczycie tabelki Dane: Tomasz Kwasek. Opracowanie: Gazeta.pl

Pieniędzy jest mało

Konieczność wymiany większości sprzętu wojska oznacza olbrzymie koszty. Problem w tym, że budżet MON już teraz jest napięty do granic możliwości i dla ekspertów staje się ewidentne, iż nie tyle nie ma mowy na przyśpieszenie modernizacji, ale wręcz utrzymanie obecnego tempa będzie trudne. Oznacza to, że wojsko nadal może się faktycznie starzeć.

MON twierdzi w swoich analizach, że w latach 2017-2026 na zakupy nowego uzbrojenia będzie 185 miliardów złotych. - Ponad 21 miliardów z tej kwoty już wydano w latach 2017-2018, a dotychczas podpisane umowy pochłoną co najmniej kolejne 36 miliardów. Wolne środki na nowy sprzęt w latach 2019-2026 można zatem szacować na około 128 miliardów złotych. Co gorsze, w mojej opinii realistycznie na główne programy modernizacyjne będzie to mniej niż 100 miliardów, ponieważ część z tych środków otrzyma Inspektorat Wsparcia SZ na remonty i bieżące zakupy (10-15 procent), a dodatkowo ministerstwo zbyt optymistycznie zakłada w swoich prognozach wydawanie na Plan Modernizacji Technicznej nawet ponad 35 procent łącznego budżetu na obronność, podczas gdy ostatnie lata pokazują, iż jest to zazwyczaj nie więcej niż 25-26 procent. Wzrost tego wskaźnika przy jednoczesnym zwiększaniu liczebności armii i poziomu wynagrodzeń może okazać się niemożliwy. Ponad połowę z tych 100 miliardów najpewniej pochłoną największe zakupy w postaci systemów przeciwlotniczych Wisła i Narew oraz nowych wielozadaniowych samolotów bojowych Harpia. Do 2026 roku może więc zostać mniej niż 50 miliardów złotych na resztę modernizacji całego wojska - wylicza dobrze obeznany w zawiłościach budżetu MON Tomasz Dmitruk, dziennikarz "Nowej Techniki Wojskowej".

- Oznacza to tyle, że dużej części już zaplanowanych zakupów nie uda się zrealizować, a na myślenie o jakichś nowych programach (np. własnych satelitów) nie ma już  miejsca - tłumaczy. 

Dodatkowo MON bazuje na optymistycznych prognozach Ministerstwa Finansów, które zakłada w przyszłej dekadzie nieustanny wysoki wzrost polskiego PKB. Jeśli sytuacja gospodarcza się pogorszy, budżet MON będzie jednym z pierwszych do cięcia. Po wybuchu kryzysu finansowego w 2007 roku ministerstwo zaczęło systematycznie nie wydawać wszystkich pieniędzy i zwracać je do budżetu centralnego. Do 2015 roku było to ponad 12 miliardów złotych. Teraz MON chwali się wydawaniem stu, albo niemal stu procent budżetu, ale jednocześnie finansuje takie rzeczy, jak modernizacja policji, remonty dróg lokalnych czy zakup i utrzymanie samolotów dla polityków. Oznacza to wiele miliardów złotych wydatków na cele, które trudno uznać za wojskowe.

Jednym z poważnych problemów wojska są stare samochody i ciężarówki. Powszechne są takie mające po 30 lat i więcejJednym z poważnych problemów wojska są stare samochody i ciężarówki. Powszechne są takie mające po 30 lat i więcej Fot. Marcin Lason/7. BOW

A żołnierzy ma być jeszcze więcej

Pomimo tego obecne kierownictwo MON chce dodatkowo podwoić liczebność wojska zawodowego do 200 tysięcy ludzi i dodatkowo 50 tysięcy żołnierzy Wojsk Obrony Terytorialnej w 2030 roku. Już jest tworzona czwarta dywizja wojsk lądowych. Oznacza to znaczne zwiększenie wydatków na pensje, infrastrukturę (gdzieś ci nowi żołnierze muszą stacjonować) oraz nowe uzbrojenie, bo trzeba im coś dać do walki, a w magazynach nie ma już zapasów z czasów PRL, które dałoby się odkurzyć i odmalować. Oficjalnie MON twierdzi, że na wszystko pieniędzy wystarczy, bo do 2032 roku budżet ministerstwa ma wzrosnąć do 2,5 procent PKB z poziomu dwóch procent obecnie.

Dodatkowe pieniądze zostaną jednak w znacznej mierze przejedzone na bieżące utrzymanie wojska. Jak mówi Dmitruk, przykładowo w tym roku, mimo wzrostu łącznego budżetu obronnego aż o 3,7 miliarda złotych (w stosunku do planu z 2018 roku), budżet Inspektoratu Uzbrojenia na realizację głównych programów modernizacyjnych zwiększy się jedynie o 56 milionów złotych. Resztę wzrostu pochłoną podwyżki dla żołnierzy, wydatki bieżące, wydatki na drogi, wyższe emerytury oraz udzielane przez resort obrony dotacje i subwencje, a także inwestycje w zaniedbaną infrastrukturę.

- "Nie można jednocześnie tworzyć czwartej dywizji, Wojsk Obrony Terytorialnej, a do tego jeszcze modernizować całego wojska. Na to nie ma i nie będzie dość środków. To już widać. Trzeba się na coś zdecydować, bo my nie tyle dochodzimy do ściany, ale już przed nią stoimy" - mówi generał Duda.

Tak samo uważa Tomasz Kwasek, autor bloga Militarium.pl i dziennikarz "Nowej Techniki Wojskowej". Podaje przy tym przykład Rosji, która przez ostatnią dekadę starała się właśnie stanąć w takim szpagacie. Ogłoszono wielki program modernizacji i jednocześnie utrzymano liczebność wojska zwiększając w nim liczbę zawodowców. - Teraz nowy zaktualizowany plan zakłada ograniczenie modernizacji, ponieważ stało się ewidentne, że nie wystarczy pieniędzy, a Rosja z powodów strategicznych nie może zmniejszyć rozmiarów wojska - tłumaczy dziennikarz "NTW". - My też musimy się na coś zdecydować - dodaje.

Prawdopodobnie najbardziej udany rosyjski program modernizacyjny - czołgi T-72B3. Ta ulepszone maszyny z czasów ZSRR mają świetną relację koszt-efekt. Na tyle tanie, że można było ich wyprodukować już ponad tysiąc a do tego na tyle dobre, że umożliwiają równorzędną walkę z większością czołgów NATOPrawdopodobnie najbardziej udany rosyjski program modernizacyjny - czołgi T-72B3. Ta ulepszone maszyny z czasów ZSRR mają świetną relację koszt-efekt. Na tyle tanie, że można było ich wyprodukować już ponad tysiąc a do tego na tyle dobre, że umożliwiają równorzędną walkę z większością czołgów NATO Fot. Vitaly V. Kuzmin/Wikipedia CC BY-SA 4.0

W Polsce MON chce jednak robić właśnie taki szpagat, jaki próbowała zrobić Rosja. - Efekt jest taki, że u nas modernizacja już teraz wyraźnie dostaje zadyszki - mówi Kwasek.

Na razie wszystko jednak wskazuje na to, że będzie tylko gorzej, ponieważ żołnierzy ma być więcej, a stary sprzęt nie przestanie się starzeć. Polskie wojsko jest jak Titanic, który płynie na spotkanie z nieodległą górą lodową. Na pokładzie orkiestra gra, wszyscy utrzymują grę pozorów, a nieuchronnie zbliża się zderzenie z rzeczywistością.

Są recepty, ale MON ich nie uznaje

Jest kilka sposobów na uniknięcie tego bolesnego spotkania albo złagodzenie jego skutków. Jedna to wspomniane ograniczenie rozmiarów wojska. - W naszych warunkach nie da się na raz zwiększać wojska i jednocześnie go unowocześniać. My musimy postawić na jakość, nawet za cenę ograniczenia o jedną trzecią Wojsk Lądowych czy zmniejszenia Sił Powietrznych do 72 maszyn bojowych, tylko nowych. To by skokowo zwiększyło nasze możliwości. Jeśli będziemy starali się iść jednocześnie w kierunku dwóch celów: jakości i liczebności, to nie osiągniemy żadnego z nich - stwierdza Kwasek.

Można by też ograniczyć ambicje. Obecne plany zakładają zakup wyłącznie uzbrojenia nowego i to takiego z najwyższej półki. - "Przy obecnym poziomie finansowania nie da się mieć jednocześnie tak dużego wojska, a do tego kupować dla niego sprzętu w najwyższym standardzie NATO. Ten problem pojawia się już na początku planowania w Sztabie Generalnym. Często stawiane są takie wymagania dla nowego sprzętu, że taki po prostu nie istnieje, bo chcemy mieć we wszystkich obszarach absolutny TOP. Na to nie stać nawet najbogatszych, pora zejść na ziemię" - mówi generał Duda.

- "Powinniśmy prowadzić zrównoważoną modernizację. Wybrać kilka priorytetowych obszarów, w których kupujemy nowoczesny sprzęt i pogodzić się z tym, że gdzie indziej będzie on starszy. Te priorytety powinny być określone przez Sztab Generalny na podstawie oceny zagrożeń, a nie na podstawie woluntarystycznych pomysłów polityków często świadomie lub nie inspirowanych przez lobbystów" - dodaje.

Kolejną receptą jest drastyczne zwiększenie wydatków na wojsko. Jest jednak bardzo wątpliwe, aby takie rozwiązanie zyskało poparcie polityczne. MON dopiero co dostał dodatkowe fundusze. - "Polski nie stać teraz na skokowe podniesienie wydatków na Siły Zbrojne. Nawet, gdybyśmy już teraz przeznaczyli na nie na przykład trzy procent PKB, to nie będzie żadnej rewolucyjnej poprawy. Potrzeby i problemy są po prostu olbrzymie. To wymaga czasu i determinacji" - mówi generał.

Były szef Inspektoratu Uzbrojenia zaznacza, że sam system zakupów sprzętu jest niewydolny i konieczna jest jego poprawa. Widać to po postępowaniach, które ciągną się latami albo są wielokrotnie anulowane z różnych powodów i zaczynane od nowa. - "Kolejni ministrowie deklarują, że modernizacja jest priorytetem, ale prawie niczego nie robią, aby ją usprawnić. Od lat jest o tym mowa. I co? I w najnowszej nowelizacji Prawa Zamówień Publicznych nic nie zmieniono w kwestii zakupów uzbrojenia. A decyzja o utworzeniu Inspektoratu Uzbrojenia w 2010 roku też nie była podejmowana przez polityków z entuzjazmem, raczej została wymuszona przez kilku zapaleńców tego pomysłu" - mówi generał Duda.

Obecnie MON deklaruje, że tworzy Agencję Uzbrojenia, która ma usprawnić cały proces. Robi to już jednak od ponad roku i nie ma żadnych konkretnych informacji o tym, co może z tego wyniknąć. Nie wiadomo nawet, kto miałby być jej szefem. Generał Duda zaznacza, że sama Agencja niewiele zmieni, jeśli nie zmienią się przepisy, procedury, a ministerstwo nie zadba o kadry i nie będzie konsekwentne w realizacji długofalowych planów. Teraz MON szuka na przykład radcy prawnego, który miałby nadzorować warte setki milionów złotych postępowania za około cztery tysiące złotych brutto wynagrodzenia, co biorąc pod uwagę oczekiwania i obowiązki jest kwotą śmieszną.

Chęci do zmian nie widać

Wszystkie te rozwiązania wydają się być jednak odległe od zamysłów obecnego MON. Ministerstwo konsekwentnie dąży do zwiększania liczebności wojska i deklaruje, że nie rezygnuje z żadnych dotychczasowych programów zbrojeniowych. Ciągle podkreślane jest też to, że kupowane uzbrojenie jest "najnowocześniejsze". Usprawnianie procesu zakupów na razie ogranicza się do pustych deklaracji.

Wszystko to oznacza to konieczność pogodzenia się z nieuniknionym faktem. Powiększone i kosmetycznie zmodernizowane polskie wojsko będzie w 2030 roku rzucać 19-letnich chłopaków do boju na sprzęcie, którym mogli jeździć ich dziadkowie. Będą musieli być silni duchem, patriotyzmem, honorem i nadzieją, że u ich przeciwnika modernizacja była jeszcze bardziej fasadowa, a sojusznicy szybko przyjdą z pomocą.

Więcej o: