Były negocjator policyjny dla Gazeta.pl: Porywacze Amelki mogą być niedaleko Białegostoku

- Możliwe, że matkę porwano, by uspokoić Amelkę, by nie doznała silnego wstrząsu psychicznego - mówi o porwaniu w Białymstoku Dariusz Loranty, były negocjator policyjny i ekspert od spraw bezpieczeństwa.
Zobacz wideo

3-letnia Amelka i jej 25-letnia mama zostały porwane w czwartek. Podczas spaceru z babcią dziewczynki zamaskowani sprawcy siłą wciągnęli je do auta i odjechali w stronę zachodniej granicy Polski. W sprawie małej Amelki policja uruchomiła już Child Alert, opublikowała też komunikaty o poszukiwaniu jej 25-letniej matki. Policja udostępniła także zdjęcia przedstawiające młodą kobietę. Ma długie blond włosy i jasne oczy.

Nieczęsto słyszymy o porwaniach rodzicielskich, w trakcie których porwana zostaje również matka dziecka. Tak było w Białymstoku. Jakie są możliwe motywy? 

Dariusz Loranty, były negocjator: Sytuacje, w której Polak w Polsce porywa dziecko, mają miejsce kilka razy w roku. Rzadko zdarzają się przypadki, że dziecko porywa ktoś z zagranicy, a absolutną rzadkością jest przypadek, gdzie uprowadzona jest matka razem z dzieckiem. W Polsce spotykam się z czymś takim po raz pierwszy. Mam dwie teorie na ten temat. Pierwszą taką, że jest wyrok sądowy, który wyraźnie wskazuje, że dziecko powinno być z nim. Trzeba tutaj wziąć pod uwagę fakt, że sądy na zachodzie stosują inne kryteria w sprawach praw rodzicielskich. U nas niemal zawsze to jest matka, zawsze to jest jej dom rodzinny, na zachodzie jest inne kryterium, i opiekę nad dzieckiem dostaje osoba bogatsza, która jest w stanie zapewnić dziecku lepszy układ i możliwość kontaktu z dwiema stronami. Mężczyzna, który zlecił porwanie, może być z takiego otoczenia, że porzucenie go przez żonę z dzieckiem było dla niego niezwykle dziwnym zachowaniem, postanowił więc ją sprowadzić swoimi specyficznymi metodami.

Druga teoria?

- Ta wydaje się bardziej prawdopodobna. Matka została porwana tylko na czas uspokojenia dziecka. Dziewczynkę uprowadziły osoby zlecone, których ona nie zna, więc żeby nie doznała silnego wstrząsu psychicznego, objawiającego się na przykład jąkaniem do końca życia, razem z nią zabrana została matka. To generuje moją koncepcję, jak dalej będzie wyglądało to uprowadzenie. Według mnie mogło ojciec mógł zlecić przeprowadzenie porwania szemranemu, prywatnemu detektywowi, który w ramach tych działań wynajął samochód, przeprowadził porwanie dziecka, a następnie przewiózł ich w jakieś miejsce i tam przebywają matka z dzieckiem do czasu aż się dziecko uspokoi. Po tym matka zostanie w kraju, on weźmie dziecko i wyjedzie. 

Jakie są możliwe scenariusze działania porywaczy?

- Mogli od razu przewieźć dziecko za granicę. Wbrew pozorom nie jest to trudne. Z jednego samochodu wypożyczonego przerzucono ich do innego samochodu, myślę, że na polskich blachach, i dopiero kolejny samochód był z niemiecką rejestracją. Zanim policja podjęła działanie, to dziecko mogło być już na przejściu w Kuźnicy Białostockiej. Dziecko śpiące pod delikatnym wpływem, kobieta śpiąca, o utrudnionym kontakcie. Mąż pokazuje papiery, mówi “całą noc jedziemy przez Polskę, żona jest śpiąca”. 

Ale wszystkie służby są postawione na nogi, wiedzą, kogo wypatrywać.

- Tyle tylko, że służby dowiedziały się po 45-60 minutach od uprowadzenia. W przypadku dobrej organizacji w 50 minucie oni mogą już przekraczać granicę w Kuźnicy, spokojnie licząc. Ale ja zakładam zupełnie inna wersję. Facet w cale nie uciekał, jest w rejonie Białegostoku, 30-40 km od miasta. Wszyscy myślą, ze on będzie gnał na Niemcy, a on zatrzymał się w jakiejś miejscowości, agroturystyczny, dobry hotel, jak gdyby nigdy nic. W sobotę po południu na drogach będzie połowa tej paniki.

Po porwaniu uruchomiono procedurę Child Alert. Na ile zwiększa to skuteczność działań w celu zatrzymania porywaczy? 

- Child Alert uruchamiane jest wtedy, gdy ktoś uzna, że życie dziecka jest zagrożone. Procedura polega na szybkim pokazywaniu wizerunku dziecka. Tak naprawdę w Polsce nie ma procedury prawnej Child Alert, rozwiązanie to zostało skopiowane z Zachodu i u nas jest niedopracowane. W krajach anglosaskich to świetnie funkcjonuje, bo dotyczy wszystkich lotnisk, gdzie są duże billboardy, na których wyświetla się zdjęcie dziecka. W Polsce, na ile się orientuję, nie ma takich billboardów, za wszystkie trzeba zapłacić, więc to jest bez sensu. U nas lepiej za to działa coś innego, mianowicie - media od razu publikują informację. W Anglii, może oprócz BBC, policja musi płacić za podawanie takich informacji.

Zobacz wideo
Więcej o: