Komendant Służby Ochrony Państwa generał brygady Tomasz Miłkowski złożył rezygnację we wtorek. W komunikacie resortu spraw wewnętrznych napisano, że rezygnacja została złożona "po wcześniejszych ustaleniach" z ministrem Joachimem Brudzińskim.
Jak podaje Wp.pl, do dymisji gen. Tomasza Miłkowskiego nieoficjalnie miał się przyczynić incydent na warszawskim lotnisku 13 lutego, pierwszego dnia szczytu bliskowschodniego. Wówczas miało dojść do awantury między funkcjonariuszami SOP i agentami Secret Service, którzy mieli ochraniać amerykańskiego wiceprezydenta Mike'a Pence'a.
- Z góry przyszła decyzja, żeby sprawdzić agentów Secret Service alkomatem. Wybuchła awantura. Nigdy wcześniej taka sytuacja nie miała miejsca. Ale to nie koniec. Postanowiono też sprawdzić, czy ochrona amerykańskiej delegacji posiada międzynarodowe prawo jazdy i może jeździć w Polsce. Zrobiło się bardzo nieprzyjemnie
- mówi w rozmowie z Wp.pl anonimowy funkcjonariusz Służby Ochrony Państwa.
Rzecznik SOP stwierdził, że historia z alkomatem to "wymysł", nie był jednak w stanie na poczekaniu odpowiedzieć, czy agentom kazano okazać międzynarodowe prawo jazdy.
Do informacji Wp.pl odniósł się w Radiu ZET szef MSWiA Joachim Brudziński. Doniesienia medialne o kulisach rezygnacji gen. Miłkowskiego nazywa próbą "destabilizacji służby".
- Miałem ten zaszczyt, że towarzyszyłem panu premierowi Mateuszowi Morawieckiemu w spotkaniu z wiceprezydentem Stanów Zjednoczonych Mikem Pencem, który osobiście panu premierowi dziękował za znakomitą współpracę służb ochronnych i za znakomite zabezpieczenie tej wizyty i tego szczytu - powiedział Brudziński.
- Kto próbuje zdestabilizować państwo? Jacy szatani są tam czynni? - dodał. Podkreślił, że "ci, którzy próbują tę służbę destabilizować wrzutkami, kłamstwami w przestrzeni medialnej, są skrajnie nieodpowiedzialni".
Doniesienia o awanturze na lotnisku to niejedyne teorie dotyczące przyczyn odejścia gen. Tomasza Miłkowskiego. Jak informował kilka dni temu reporter RMF FM Krzysztof Zasada, przyczyną mógł być też incydent sprzed kilku dni z udziałem kierowcy premiera Mateusza Morawieckiego. Funkcjonariusz SOP miał przyjechać po szefa rządu na jedno z warszawskich osiedli. Będąc na miejscu, przez przypadek miał włączyć sygnały dźwiękowe, nie mógł ich potem wyłączyć.
Kierowca z włączonymi syrenami wyjechał z osiedla i przyjechał do siedziby jednej ze służb specjalnych, tam prosił o pomoc. Gdy wysiadł z limuzyny, ta zatrzasnęła się, trzeba było ściągnąć specjalną ekipę. Po premiera przyjechał inny samochód
- relacjonował na antenie RMF FM Zasada.
Na razie nie wiadomo, kiedy poznamy nazwisko nowego komendanta SOP. Generał Tomasz Miłkowski dowodził Służbą Ochrony Państwa od kwietnia 2017 roku - najpierw jako szef BOR, a po zmianie nazwy tej formacji, jako komendant SOP.