Mariusz Olchowik, były współpracownik i wspólnik ks. Henryka Jankowskiego, stanął w obronie prałata. Mężczyzna twierdzi, że nie ma dostatecznych dowodów na to, że duchowny miał skłonności pedofilskie.
W ostatnim czasie o zmarłym ponad 8 lat temu prałacie Henryku Jankowskim było głośno za sprawą grudniowego reportażu w "Dużym Formacie", magazynie "Gazecie Wyborczej". Bohaterka tekstu - Barbara Borowiecka - twierdzi, że w przeszłości była molestowana przez księdza. Kobieta mówiła też, że jej nastoletnia koleżanka Ewa miała zajść w ciążę z prałatem i popełnić przez to samobójstwo.
- To dla mnie jest najbardziej tajemnicze. Gdybym był prokuratorem, wszcząłbym śledztwo i poszukał jej grobu. Na razie pani Barbara Borowiecka nie jest w stanie nawet podać nazwiska Ewy, choć była rzekomo jej najlepszą przyjaciółką. Rozmawiałem w Gdańsku z mieszkańcami tej ulicy i nigdy nie słyszeli o takim samobójstwie
- komentuje Mariusz Olchowik w rozmowie z "Rzeczpospolitą".
Mężczyzna tłumaczy, że na plebanii w parafii św. Brygidy w Gdańsku było dużo młodzieży m.in. dlatego, że ks. Henryk Jankowski był kimś w rodzaju "historycznego celebryty" i niektórzy "chcieli udzielać się na rzecz Kościoła". - Po trzecie, pamiętajmy, że w tamtym czasie młody człowiek poza szkołą, Kościołem i boiskiem nie miał wielu innych atrakcji - dodał Olchowik.
Mariusz Olchowik twierdzi, że nie zauważył u ks. Henryka Jankowskiego żadnych niepokojących skłonności.
- Nie, choć byliśmy razem nawet na basenie i w saunie. Być może dało się dostrzec jakąś nadaktywność księdza w stosunku do młodych osób. Interesował się, kim są i co mają w planach. Jednak sugerowanie, że może to oznaczać pedofilię, to jakaś paranoja
- podkreśla w wywiadzie dla "Rzeczpospolitej".
Gdański urząd miasta rozpoczął na początku tygodnia procedurę administracyjną w sprawie pomnika księdza Henryka Jankowskiego. W weekend pomnik wrócił na cokół przy kościele świętej Brygidy. Ustawiła go tam z powrotem grupa działaczy "Solidarności" Stoczni Gdańsk.
Według urzędników miejskich, ponowne postawienie pomnika wymagało drogi urzędowej.
Zastępca przewodniczącego "Solidarności" regionu gdańskiego Roman Kuzimski twierdzi, że monument wrócił na miejsce zgodnie z prawem. - Stoi legalnie z powrotem w tym miejscu, w którym stał za zgodą rady miasta. Został zabezpieczony, wszystko jest w należytym porządku. Została przeprowadzona konserwacja - powiedział Roman Kuzimski.
W ubiegłym tygodniu, w nocy ze środy na czwartek, trzej mężczyźni przyczepili linę do figury księdza Jankowskiego i przewrócili ją na ułożone wcześniej opony. Następnie położyli na niej ministrancką komżę i dziecięcą bieliznę. Sprawcy sami zawiadomili policję o swoim czynie. Usłyszeli już zarzuty. Grozi im do 5 lat więzienia.