Prokuratura Krajowa wszczęła postępowanie dyscyplinarne ws. zbyt opieszałego prowadzenia śledztwa przez białostockich prokuratorów. Chodzi o sprawę, którą nagłośnił "Superwizjer" TVN ws. fałszowania podpisów na listach wyborczych Ruchu Narodowego, z którego list startowali działacze w 2014 roku i roli, jaką miał w tym procederze odegrać obecny wiceminister cyfryzacji Adam Andruszkiewicz.
Śledztwo trwało od 2014 roku i niewiele się w nim działo. W pewnym momencie prokuratorzy chcieli postawić zarzuty Adamowi Andruszkiewiczowi, jednak ich przełożeni zablokowali postępowanie - uważali, że nie ma podstaw, by uchylić mu immunitet poselski, a także proponowali przesłuchanie go w charakterze świadka, co uniemożliwiłoby wykorzystanie tych zeznań po postawieniu zarzutów. W końcu do przesłuchania nie doszło wcale - postępowanie w końcu zablokowano, odbierając akta prowadzącym śledztwo.
W końcu przez pięć lat nie przesłuchano na przykład Adama Andruszkiewicza ani nie porównano próbek jego pisma ze sfałszowanymi podpisami, które posiada prokuratura.
Jak wynika z materiału "Superwizjera", odpowiadała za to prokurator Elżbieta Pieniążek.
W poniedziałek do działań białostockiej prokuratury odniósł się Zbigniew Ziobro. Powiedział, że w tej sprawie z całą pewnością doszło do poważnych uchybień związanych z przewlekłością postępowania. Dlatego - jak podkreślił - po kontroli Prokuratury Krajowej, wskazano wytyczne. - W związku z brakiem ich realizacji zastępca prokuratora generalnego, Krzysztof Sierak wystąpił z wnioskiem o wszczęcie postępowań wyjaśniających - w konsekwencji dyscyplinarnych - wobec tych, którzy dopuścili się daleko idących zaniechań w tym postępowaniu - tłumaczył minister Ziobro w Kielcach.
Kim jest Elżbieta Pieniążek? Od 2005 roku pełniła funkcję naczelnika i zastępcy szefa Delegatury CBA w Białymstoku. Po odejściu ze służby wróciła do pracy w białostockiej prokuraturze rejonowej. Na przełomie marca i kwietnia 2016 roku została prokurator regionalną. Awans uzyskała w zaledwie kilka miesięcy od powrotu.
O Elżbiecie Pieniążek było głośno, gdy już jako szefowa prokuratury regionalnej w Białymstoku spotkała się z Tomaszem Kaczmarkiem, byłym posłem PiS, słynnym agentem Tomkiem. W tamtym czasie właśnie w tej prokuraturze trwało śledztwo ws. kierowanego przez żonę Kaczmarka Stowarzyszenia Europejskie Centrum Wsparcia Społecznego Helper.
Sprawę nieprawidłowości w Helperze prowadziła wcześniej Prokuratura Okręgowa w Olsztynie, jednak po zmianach PiS w prokuraturach trafiła ona w struktury nowej Prokuratury Regionalnej w Białymstoku.
Organizacja prowadziła domy samopomocy na terenie województwa warmińsko-mazurskiego i otrzymała na ten cel w ciągu kilku lat kilkadziesiąt milionów złotych. W pewnym momencie pojawiły się wątpliwości co do wydatkowania pieniędzy przez organizację. W końcu wojewoda warmińsko-mazurski wstrzymał dotacje dla wszystkich placówek prowadzonych przez Helper.
Pieniążek, jak informował w 2016 roku TVN24, ma znać się z Kaczmarkiem jeszcze z czasów pracy w CBA. Tomasz Kaczmarek temu zaprzeczał - twierdził, że prokurator spotkał po raz pierwszy w życiu. Jednocześnie potwierdził, że rozmowa dotyczyła nieprawidłowości w śledztwie dotyczącym stowarzyszenia jego żony.
Wracając do wątku fałszowania podpisów pod listami wyborczymi Ruchu Narodowego, okazuje się, że to nie pierwsza taka sytuacja na Podlasiu. Białostocka prokuratura na rożnych szczeblach broniła narodowców już wcześniej. Przypomnijmy, że w lutym 2017 roku w Białymstoku awansował m.in. dziś były już prokurator Marek Czeszkiewicz. Do kwietnia 2017 roku był zastępcą Elżbiety Pieniążek, wcześniej był szefem prokuratury okręgowej w Białymstoku.
Czeszkiewicz zasłynął umorzeniem dochodzenia ws. marszu ONR z okazji 82. rocznicy jego powstania. 16 kwietnia 2016 roku ONR-owcy wnieśli do Katedry Białostockiej flagi z symbolami falangi, podczas gdy były już ksiądz Jacek Międlar mówił o "żydowskim tchórzostwie", "żydowskich frajerach" i "otumanionym żydowskim motłochu", a także twierdził, że narodowo-katolicki radykalizm jest "chemioterapią dla ogarniętej nowotworem złośliwym Polski".
Prokurator Czeszkiewicz uznał, że Międlar nie nawoływał do nienawiści, tylko odwoływał się do treści historycznych i biblijnych. Prokurator nie słyszał też okrzyków „A na drzewach zamiast liści będą wisieć syjoniści", które wykrzykiwano podczas przemarszu ulicami miasta, mimo że było je słychać w materiałach wyemitowanych m.in. w stacji TVN24. Ostatecznie prokurator Czeszkiewicz umorzył tę sprawę we wrześniu 2016 roku.
W sierpniu 2018 roku w tej samej Prokuraturze Okręgowej w Białymstoku zapadła jednak decyzja o podjęciu na nowo postępowania ws. szerzenia podczas kazania mowy nienawiści przez Jacka Międlara.
Inny przykład: w listopadzie 2016 roku białostocka prokuratura uznała, że spalenie swastyki przez sympatyków pogańskiej neonazistowskiej organizacji Zadruga nie ma znamion przestępstwa publicznego propagowania faszyzmu i umorzyła śledztwo w tej sprawie. Członkowie tej organizacji w jedną z czerwcowych nocy odprawili obrzęd z okazji święta "dawania życia z zachowaniem czystości krwi”, podczas którego spalili dużą swastykę z drewna.
- Państwo widzicie tam swastykę, a w rzeczywistości to słowiański symbol, swarga - mówił wówczas Andrzej Stelmaszuk, szef białostockiej prokuratury rejonowej, cytowany przez portal Wyborcza.pl.
O prokuraturę w Białymstoku pytamy autorów materiału o Adamie Andruszkiewiczu, który ukazał się w "Superwizjerze" TVN - Macieja Dudę i Łukasza Rucińskiego z tvn24.pl i TVN24. Nie mają wątpliwości, że białostocka prokuratura jest łaskawa wobec narodowców. - Białostocka prokuratura odpuszcza nacjonalistom, narodowcom, a wręcz neonazistom - mówi Maciej Duda w rozmowie z Gazeta.pl. - Z naszych ustaleń wynika, że dotyczy to zarówno prokuratury regionalnej, jak i okręgowej. Przedłużają te śledztwa i ich nie finalizują - mówi Duda.
- Widać to po decyzjach, które dotyczą narodowców i grup przestępczych wykreowanych na neonazistach i kibolach z Białegostoku. To nie jest jeden odosobniony przypadek, tendencja utrzymuje się od jakiegoś czasu - dodaje Łukasz Ruciński.
Zdaniem dziennikarzy może to wynikać m.in. ze względów politycznych.
- Prokuratura po zmianie prawa stała się bezpośrednio podległa politykowi, jakim jest obecny minister sprawiedliwości. Ma realizować jego wytyczne i cele. Być może rząd nie chce zrażać do siebie narodowców, może są im do czegoś potrzebni? Po drugie, białostockie prokuratury odpuszczały narodowcom już wcześniej, także za czasów Andrzeja Seremeta. Wystarczy wspomnieć swastykę, którą uznano za symbol szczęścia - mówi Maciej Duda.
Dziennikarz podkreśla jednak, że za poprzednich rządów prokuratorzy za takie decyzje byli karani, zaś za obecnych są awansowani.
- Odkryliśmy, że ci prokuratorzy, którzy umarzali postępowania dotyczące szerzenia mowy nienawiści czy propagowania ustrojów totalitarnych, a którzy za Seremeta zostali ukarani, po wyborach zostali awansowani. Przyczynił się do tego m.in. były agent CBA, swego czasu białostocki prokurator okręgowy, Marek Czeszkiewicz. Jeden z tych wcześniej ukaranych prokuratorów, awansowany do prokuratury okręgowej, otrzymał bardzo szerokie kompetencje. Mamy na to dowód - mówi dziennikarz.