Głośna zbiórka dla skazanego nauczyciela po wyroku ws. tragicznej lawiny. Pytamy prawnika

Byli uczniowie Mirosława Sz., nauczyciela geografii, który zabrał młodzież w tragiczną w skutkach wycieczkę po Tatrach, zorganizowali dla niego zbiórkę pieniędzy. Mają one pokryć 140 tys. zł zasądzonego zadośćuczynienia dla mężczyzny, którego synowie wtedy zginęli. Czy takie działanie jest legalne? Pytamy prawnika.
Zobacz wideo

To był najtragiczniejszy wypadek w polskich Tatrach.  28 stycznia 2003 roku mimo II stopnia zagrożenia lawinowego dwunastoosobowa grupa licealistów z I Liceum Ogólnokształcącego im. Kruczkowskiego w Tychach oraz ich dwóch opiekunów o godzinie 6:30 wyszli ze schroniska nad Morskim Okiem. Plan był taki, by zdobyć najwyższy szczyt polskich Tatr - Rysy.

Najtragiczniejszy wypadek w polskich Tatrach

Organizatorem był działający przy liceum klub sportowy "Pion".Około godziny 11 do centrali TOPR zadzwoniła osoba, która powiedziała, że z Rysów nad Czarny Staw zeszła lawina i że na jej drodze była grupa turystów. Zginęło osiem osób: sześcioro uczniów, starszy brat jednego z nich oraz jeden z opiekunów. Ciała ofiar były poszukiwane i wydobywane do czerwca 2003 roku - żywioł wepchnął je na dno Czarnego Stawu.

Kierownik wycieczki - nauczyciel geografii oraz prezes klubu "Pion", Mirosław Sz.  - został skazany w 2006 roku za nieumyślne sprowadzenie niebezpieczeństwa na uczestników wycieczki na dwa lata więzienia w zawieszeniu na cztery lata. W 2017 roku Andrzej Matyśkiewicz, ojciec dwóch braci, którzy zginęli podczas wycieczki, wytoczył dodatkowo nauczycielowi proces cywilny. Domagał się 700 tys. zł, ostatecznie sąd orzekł zadośćuczynienie na poziomie 140 tys. zł. Zarówno Matyśkiewicz jak i Sz. złożyli apelację, jednak 8 lutego br. katowicki Sąd Apelacyjny podtrzymał wyrok. 

Mirosław Sz. był szanowanym i lubianym przez młodzież w Tychach pedagogiem. W miniony weekend pani Anna, jedna z absolwentek I LO, zorganizowała na portalu zrzutka.pl zbiórkę pieniędzy. Miała ona pokryć zasądzone zadośćuczynienie. "To nie czas na ocenianie. To czas na pomoc. Nauczyciel musi zapłacić 140.000 tytułem zadośćuczynienia. Dla każdego z nas to astronomiczna kwota" - napisała organizatorka zbiórki. W poniedziałek po godzinie 12.00 na liczniku było 73 tys. zł.

Zbiórka "niezweryfikowana"

Zbiórka cały czas ma status "niezweryfikowana", co może wzbudzać wątpliwości co do wiarygodności internetowej kwesty - w przeszłości zdarzały się fałszywe zbiórki. Zapytaliśmy o ten konkretny przypadek kierownictwo portalu zrzutka.pl. - Dopóki ta zbiórka nie zostanie zweryfikowana, wypłata nie będzie możliwa. Jeśli w procesie weryfikacji pojawią się jakieś wątpliwości, to my, jako operator, dokonujemy zwrotu tych pieniędzy - uspokaja w rozmowie z Gazeta.pl Michał Starzyński, szef portalu. 

Proces weryfikacji, jak tłumaczy Starzyński, nie jest prosty. - Zanim ktoś będzie mógł dysponować zebranymi środkami, musi wysłać przelew weryfikacyjny, wtedy dane z przelewu uzupełniają dane profilu organizatora na zrzutce, później wysyła dokument tożsamości, którego dane muszą być zgodne z tymi z przelewu. Powyżej pewnej kwoty organizator musi przesłać odpowiednie dokumenty, w tym przypadku możliwe, że byłoby to m.in. oświadczenie tego nauczyciela i jego dowód osobisty, a także wyrok sądu - mówi szef portalu. Jak podkreśla Starzyński, przed weryfikacją organizator fizycznie nie ma dostępu do środków. - To wygląda mniej więcej tak, jakby miał pan zablokowane operacje na koncie bankowym - dodaje.

Prof. Kruszyński: Nie widzę tutaj żadnych przeciwwskazań

W komentarzu pod postem ze zbiórką, który udostępniła na Facebooku jej organizatorka, pojawiły się także inne wątpliwości. Dotyczą one tego, czy prawo w ogóle pozwala na pokrycie prawomocnie zasądzonego zadośćuczynienia przez darczyńców. -To jest bardziej zagadnienie moralne niż prawne, z punktu widzenia prawnika nie widzę tutaj żadnych przeciwwskazań - komentuje dla Gazeta.pl prof. Piotr Kruszyński, karnista. - Nie uważam też, by takie działanie było w jakikolwiek sposób niemoralne. Stało się nieszczęście, na pewno nikt tego nie chciał, nawet jeśli ten nauczyciel nie dokonał należytej ostrożności. Jeżeli sąd uznał, że ten człowiek naruszył zasady bezpieczeństwa, to konsekwencje prawno-karne już poniósł - dodaje prawnik.

Więcej o: