Od poniedziałku w całej Polsce trwają kontrole ubojni i zakładów przetwórstwa mięsnego, które wszczęto po ujawnieniu przez dziennikarzy "Superwizjera" nielegalnego procederu przerabiania na mięso chorych i padłych krów. Proceder wzbudził obawy za granicą, a sprawą zajmie się Komisja Europejska. Trwa ustalanie, gdzie dokładnie trafiało mięso chorych i padłych krów.
Jak donosi TVN24, w jednym z zakładów przetwórstwa mięsnego w powiecie nowosądeckim w Małopolsce odkryto dwie tony mięsa pochodzącego od chorych i padłych krów. Pochodzi ono właśnie z ubojni na Mazowszu.
- Z tego co mi wiadomo na teren województwa małopolskiego trafiły dwie tony tego mięsa - powiedział w rozmowie ze stacją Grzegorz Kawiecki, zastępca Małopolskiego Wojewódzkiego Lekarza Weterynarii
Jak dodał, z ustaleń służb weterynaryjnych wynika, że produkty wytworzone z podejrzanych partii mięsa trafiły już do sklepów w całym województwie małopolskim. Dziennikarze TVN24 nieoficjalnie dowiedzieli się, że wytwarzano z niego m.in. sprzedawane w Polsce kiełbasy.
Trwa dochodzenie w tej sprawie, a weterynarze zabezpieczają kolejne partie podejrzanego mięsa i starają się powstrzymać jego dalszą dystrybucję. Sklepy i hurtownie, które skupowały mięso, są ustalane na postawie faktur znalezionych w mazowieckiej hurtowni.
W sobotę 26 stycznia w "Superwizjerze" TVN pokazano reportaż o zabijaniu zwierząt w sposób niehumanitarny i niezgodny z przepisami. Dziennikarz stacji zatrudnił się w jednej z mazowieckich rzeźni i udokumentował ten proceder. Z zebranych przez niego materiałów wynika, że w niektórych rzeźniach zabija się też "leżące" krowy, czyli chore lub z urazami. O tym, co zrobić z taką krową - uśpić czy zezwolić na tzw. "ubój z konieczności" na miejscu - powinien zdecydować weterynarz. W tym drugim przypadku pracownik rzeźni musi przyjechać na miejsce i później zabrać tusze do rzeźni, gdzie przejdą badania pod kątem przydatności do spożycia.
Dziennikarze ujawnili, że handlarze skupujący nielegalnie chore i padłe krowy oferują od kilkuset do tysiąca złotych za sztukę - bez zabijania ich zgodnie z procedurą i bez badań. Żywe, ale niemogące się samodzielnie poruszać zwierzęta, są ciągane specjalnym dźwigiem do rzeźni, gdzie następnie przerabia się je na mięso.Reporterzy TVN ustalili też, że dochodzi do sytuacji, w której to sami pracownicy - a nie weterynarz - przystawiają znak potwierdzający przydatność do spożycia.
Przerabiali na mięso chore i martwe krowy. Główny Lekarz Weterynarii: Rażące naruszenie prawa
Materiał "Superwizjera" o rzeźni wzbudził obawy za granicą. Polska eksportuje tysiące ton mięsa